Filipiny nie mają zbyt dobrego PR-u jeśli chodzi o kulinaria. Kuchnia filipińska jest chyba jedną z najmniej docenianych w całej Azji – a konkurencja jest faktycznie mocna, z malezyjskimi czy tajskimi delicjami na czele.
Wielokrotnie spotkałam się ze znajomymi podróżnikami, którzy twierdzili, że „Na tych Filipinach to zgubiłem 5 kilo, bo nie było niczego do jedzenia! Tylko jakieś podroby i ochydztwa”. Cóż, nie brzmi to zbyt zachęcająco.
Jedna cecha kuchni filipińskiej, która jest niezmienna: Filipińczycy uwielbiają słodki smak. Do większości dań sypany jest więc cukier na potęgę – także do dań mięsnych. Przygotujcie się 🙂
Kolejny ważny punkt: ryż. Na Filipinach ryż je się 3 razy dziennie, i nawet w „zachodnich” knajpach, do dań typu spaghetti czy hamburger, często oferuje się miseczkę ryżu. Posiłek bez ryżu traktowany jest jak przekąska, nawet jeśli jest bardzo ciężki. Więc przygotujcie się na duuużo różnego rodzaju ryżu: na parze, gotowanego, smażonego, mieszanego z czosnkiem.. Opcji jest wiele!
No i oczywiście: słynne filipińskie mango! Koniecznie spróbujcie!
PS Adresy wszystkich wspomnianych przeze mnie restauracji znajdziecie na końcu posta. Miłego zwiedzania!
SPIS TREŚCI
-Ukryte skarby w Manili
-Jolibee – Filipiński McDonald
-Halo halo, czyli deser stulecia
-Czosnek!
-Cubao Expo
-Ulica pysznego jedzenia w Manili, czyli Maginhawa
-Adobo
-Lechon
-Adresy restauracji

Ukryte skarby w Manili
Ale po moich 2 wyprawach na Filipiny (kolejna już niedługo), narzucił mi się jeden wniosek – na Filipinach, a zwłaszcza w Manili, można znaleźć naprawdę przyjemne jedzenie. Ale nigdy nie znajdziecie go sami – potrzebujecie lokalnego znajomego, który zabierze was do fajnej knajpki, a nie kolejnej sieciówki fast foodowej. Bez tego ani rusz.
Moje pierwsze 2 dni w Manili były dość smutne. Manila nie jest miastek pięknym, raczej brudnym i szarym, a zieleni tu jak na lekarstwo. Dla mnie największą wartością tego miasta są fantastyczni ludzie, zawsze uśmiechnięci i pomocni, a do tego zadowoleni z poznania kogoś z Polski („Jan Paweł II! Mamy tu jego pomnik, chodź, to ci pokażę!”). Dopiero kiedy Filipińczycy zaczęli zabierać mnie na zwiedzanie miasta i pokazywać mi ciekawe miejsca, zaczęłam doceniać to miasto.
Ale jeść trzeba! Jedynym miejscem, które znałam już wcześniej i wiedziałam że jest zjadliwe, było Jollibee.
Jollibee – filipiński McDonald
Jolibee to filipińska sieciówka fast foodowa – która cieszy się takim powodzeniem, że ilością knajp przebiła już McDonalda i inne firmy. Jej sekret – serwuje jedzenie które wszyscy znają, ale dopasowane do lokalnego rynku.

Jeśli dopiero wylądowaliście na Filipinach i boicie się zatrucia pokarmowego, albo nie chcecie od razu rzucać się na głęboką wodę (typu grillowane jelita na patyku), Jollibee to idealny wybór. Znajdziecie ją (Jollibee- radosną pszczółkę) praktycznie wszędzie. Po zakwaterowaniu się w hotelu sprawdziłam mapkę – w okolicy 1 km od hotelu miałam do wyboru aż 3 Jollibee!
Jollibee jest zawsze klimatyzowane i czyste. Panie z obsługi mają mocny makijaż z czerwoną szminką na ustach, a na głowach czerwone czapeczki. W każdej restauracji jest osobna kasa dla osób starszych, które należy zawsze przepuścić w kolejce, tak poza tym. Pod tym względem kultura jest widoczna na każdym kroku.
Menu:
Najbardziej kultowa pozycja to Chicken Joy, czyli smażony kurczak. Jak dla mnie smakuje jak kurczak z KFC, ale nie jestem Filipinką, więc może się nie znam.

Ex-equo najważniejsza pozycja: spaghetti! Tak właśnie, zamawiając zestaw w Jollibee, zamiast frytek dostaniecie plastikowy talerz z nieco rozgotowanym spaghetti, polanym słodkim (!!!) pomidorowym sosem z kawałkami parówek wieprzowych. Dziwne, ale jakimś cudem uzależniające.
Inne: zestawy typu hamburger+spaghetti+lody za 8zł, albo ta sama opcja z hot dogiem za 9 zł. Dodatkowo w niektórych daniach używany jest tarty „ser” który praktycznie nie ma smaku, ale fajnie wygląda. Nazwałam go „sztucznym serem” i jest to w zasadzie jedyny typ sera jaki spotkacie na codzień na Filipnach.

Halo halo, czyli deser stulecia
Narodowy deser, tak dobry, że aż trudno go opisać. Kruszony lód, galaretki, plasty banana, kawałki kokosa, fasola, leche flan (pudding karmelowy) i wreszcie fioletowe lody o smaku słodkiego ziemniaka (ube).
Dostaje się to w wysokim kubku i należy wszystko wymieszać (stąd nazwa: halo halo znaczy mieszać mieszać) przed zjedzeniem. Niebo w gębie!
Dostaniecie halo halo w każdej knajpie, nawet w niektórych fast foodach.
Specjalna wersja to np. halo halo buko – serwowana w skorupie kokosa, albo halo halo z restauracji Razon’s (sieciówka, do znalezienia w centrach handlowych) – z mniejszą ilością składników. Osobiście polecam też halo halo z restauracji Chowking.

Czosnek!
Filipińczycy uwielbiają czosnek, co pewnie sami poczujecie już po paru dniach degustacji różnych dań. Lubią go aż tak bardzo, że wynaleźli np. sieć restauracji Krazy Garlik, serwujących całe menu oparte na czosnku. No, może tylko desery są bez-czosnkowe.. Mamy więc czosnkowy stek z tuńczyka (na Filipinach łowi się bardzo dobre jakościowo ryby! Koniecznie spróbujcie!), warzywa mieszane w woku z czosnkiem a nawet… czosnkową pizzę z ananasem (!!! naprawdę smaczna!!!). Jeśli nie jesteście wampirem i chcecie spróbować wszystkich możliwych czosnkowych kombinacji, wpadnijcie tu na lunch.


Nawet wystrój jest czosnkowy – np. lampy wyglądają jak wielkie główki czosnku!
Cubao Expo
Najbardziej hipsterska dzielnica Manili. Kiedyś było to miejsce, gdzie produkowano fenomenalnej jakości buty, do teraz można tu spotkać rodzinne zakłady obuwnicze. Ale są też kawiarnie, sklepy z antykami i rękodziełami itp.


W ciągu dnia warto wpaść do knajpy włoskiej Bellini’s, założonej przez emigranta z Włoch, który w swojej kuchni wykorzystuje autentyczne włoskie produkty. Knajpa jest rodzinna i prowadzona tu od 1999 roku. Od momentu założenia cieszyła się lokalną sławą i wszelkiego rodzaju włoskie gwiazdy, gdy przyjeżdżały na Filipiny, wpadały na kolację właśnie tu.

Z ciekawostek: każde krzesło ma plakietkę z imieniem znanej osoby, która kiedyś na tym krześle zajadała się pysznymi makaronami Bellini’s.

Klimat jest świetny, bardzo rodzinny (te firanki!), a dekoracje… no cóż. Po azjatycku przesadzone 🙂
Risotto z parmezanem – polecam!
Do każdego posiłku dostaje się na koniec małą szklankę lokalnie produkowanego słodkiego wina. Miły akcent!
Ulica pysznego jedzenia w Manili, czyli Maginhawa
No i wreszcie – jeśli szukacie szerokiego wyboru dań z kuchni całego świata – serdecznie polecam ulicę Maginhawa. To długa ulica, która kiedyś była zwykła ulicą ze stojącymi przy niej domkami jednorodzinnymi. Kilka lat temu powstał pomysł, aby zamienić ulicę w pierwszą w Manili „Ulicę Jedzenia” i zaczęły powstawać knajpki, kafejki i malutkie sklepiki z przekąskami. Maginhawa ciągle ma swój cichy klimat osiedla domków jednorodzinnych, ale co 2-3 budynki natkniecie się tu na restaurację.
Są np. miejsca specjalizujące się w śniadaniach – jak Breakfast and Pies – polecam fritattę! Jajka też są niczego sobie.



Są knajpy regionalne, np. z północ Filipin, jak Mixx Vigan’s Best – serwująca kuchnię z miasta Vigan, w tym słynne empanadas, czyli smażone pierogi, maczane w occie.

Są też miejsca „zachodnie”, z burgerami i makaronami, a także ukryte na pierwszym piętrze, zasłonięte kafejki, z kiczowatymi ogródkami , jak knajpa Nuezca, słynna z organicznego mięsa serwowanego tu w wielu odmianach:
Tutaj nasz obiad dnia: kurczak w słodkim, waniliowym sosie z kawałkami ananasa (a nie mówiłam, że wszystko jest słodkie?). W sumie trochę jakby wrzucić kurczaka do budyniu to smakuje. Całkiem smaczne!
Również bardzo polecam: koktajl z awokado! Odświeżający 🙂 I tak gęsty, że trzeba się nieźle namęczyć wciągając go przez słomkę. Zrobiony jest z awokado zmiksowanego z kruszonym lodem.
Adobo
To kolejna narodowa potrawa. Bardzo prosta: mięso (wieprzowinę lub kurczaka) gotuje się w mieszance octu i sosu sojowego, z liśćmi laurowymi i innymi przyprawami. Często dorzuca się podroby, np. wątróbkę – dla smaku. Efektem jest mocno pachnące octem, kruche, aromatyczne mięso, które serwuje się z ryżem.
Stoiska z adobo znajdziecie prawie wszędzie. Sprzedawczynie wystawiają gotowe jedzenie w bemarach na ulicy pod parasolem albo w malutkich knajpkach pod dachem. Zwykle garnki i bemary są przykryte, żeby nie traciły ciepła, podchodząc możecie więc śmiało posprawdzać co kryje się w środku. Adobo obowiązkowo zajmuje przynajmniej 1 garnek 🙂
Uwaga jednak na uliczne stoiska z jedzeniem w garnkach: nie zawsze jest ono świeże i czyste (jak na europejskie standardy). Jeśli nie macie żołądków przygotowanych na lokalne bakterie, raczej uważajcie żeby nie jeść tam za często.
Lechon
Czyli pieczony prosiak. Danie serwowane na specjalne okazje, ale jak sami zobaczycie, w Manili mnóstwo jest małych sklepików które przygotowują np. jednego prosiaka dziennie i sprzedają go w formie małych porcji, z ryżem. Najlepszy lechon pochodzi z wyspy Cebu, więc jeśli znajdziecie miejsce które serwuje prosiaka „Cebu style”, koniecznie spróbujcie! Bardzo tłuste, ale smaczne mięso.

Adresy restauracji:
Jollibee
Lokalizator restauracji w całych Filipinach: http://www.jollibee.com.ph/stores/
Chowking
Lokalizator restauracji w całych Filipinach http://www.munchpunch.com/chowking/metro-manila
Krazy Garlik
Krazy Garlik Greenhills
2nd Level, New Wing, Promenade Greenhills, San Juan City
Telephone Number: +632650-3733
Krazy Garlik Makati
2nd Floor, Greenbelt 5, Ayala Center, Makati City
Telephone Number: +632501-3752
Krazy Garlik Resorts World
2nd Level, New Port Mall, New Port Resorts World, Pasay City
Telephone Number: +632621-7148
Krazy Garlik Alabang Town Center
Ground Floor, Town Plaza, Alabang Town Center, Muntinlupa City
Telephone Number: +632659-3392
Bellini’s
Stanford, Cubao, Quezon City, Metro Manila, Philippines
tel: +63 2 913 2550
Breakfast and Pies
Malingap, Diliman, Lungsod Quezon, Kalakhang Maynila, Philippines
Mixx Vigan’s Best
48 Maginhawa St., UP Village, Quezon City
Metro Manila, Philippines
Nuezca
53 Maginhawa cor. Mahusay St., Diliman, Quezon City, Metro Manila, Philippines
A ja ten temat widziałam tak: https://pattravel.wordpress.com/2015/05/29/filipiny-z-kulinarnym-pozdrowieniem%C2%B9/
Twoje wpisy są naprawdę mega 🙂 Musze Ci smialo przyznac masz talent 🙂 A uwierz, znam się na tym bardzo dobrze, ponieważ niezmiernie dużo czytam, nie tylko blogow oczywiscie, ale także i ksiazek, dlatego tez wiem co mowie 🙂 Fajnie jest zagladac na Twojego bloga codziennie, pozdrawiam serdecznie w te chłodne dni 🙂
Naprawdę czytając ten post i oglądając te zdjęcia mogę śmiało stwierdzić, iż warto odwiedzić Filipiny chociażby dlatego, żeby poznać ich kuchni i posmakować ich potraw. Tyle tu ciekawych i przepysznie brzmiących i wyglądających rzeczy pokazałaś, że naprawdę każdy chyba znalazłby coś dla siebie. Ja osobiście chętnie skosztowałbym tych lodów ze słodkich ziemniaków.
Dziń dobry, planuję wyprawę do Tajlandii przez Kuala Lumpur i chciałabym zobaczyć świetliki. Ponieważ będe podróżowac z dzieckiem (7 lat), nie chciałabym sie tam tłuc autobusami. Czy jesteś w stanie zorganizować nam tam wyprawę autem (jest nas trójka) w porze wieczornej? Termin naszej wizyty jest bardzo odległy, bo dopiero styczeń 2016, ale chcę mniej więcej zaplanowac ile czasu chcemy spędzić w Kuala Lumpur. Z góry dziękuję za odpowiedź na maila (tilaa@interia.pl). Niestety nie korzystam z FB.
Pozdrawiam
Kamila
Cześć Kamila. Niestety nie mam samochodu ani nie prowadzę z Malezji z uwagi na szalonych kierowców tutaj. Myślę że najlepszą opcją będzie dla was wynajęcie samochodu z kierowcą, znajdziesz dużo możliwości rezerwacji i wynajmu online. Niestety nie pomogę, bo sama póki co nie korzystałam z takich usług… Pozdrawiam serdecznie!
Świetny przewodnik, jak już tam będziemy na pewno skorzystamy z tego bloga 🙂
Ech ja na Filipinach skupiłam się na szaszłykach – pycha 🙂 i na adobo.
Halo halo działało na mnie jak płachta na byka 😉 za to buko juice akceptowalny 🙂 Jak byłam na Palawanie miałam okazję spróbować pieczonego prosiaka – absolutna rewelacja :)) Wielka świnka leżała na liściu bananowca i Pan odkrawał po kawałku. Jedno z lepszych jedzeń na Filipinach.
A jolibee owszem dobre na przetrwanie, bo szybko i praktycznie zawsze w zasięgu oka, plus można trochę nocami przesiedzieć w oczekiwaniu na jakiś transport – ale to jedzenie do smacznych nie należało, po prostu zwykły fast food.
Na Makati jest fajny wielki namiot, gdzie jest masę straganów z jedzeniem – robią szaszłyki, pieką kalmary, przepyszne ryby. To był raj. :))
Byłam też fanem pieczonych orzeszków sprzedawanych w autobusach 😉
Gdzie jest ten namiot ze straganami . Wybieram się tam w lutym . Mogłabyś dać namiary …?
Hej. Nie jestem pewna jak się nazywał, chyba w ogóle nie miał nazwy, ale jest bardzo blisko restauracji Typhon. Jak już ją znajdziesz to nie sposób nie zauważyć połaci z białymi namiotami 🙂 No chyba, że to było jedno sezonowe – byłam w zeszłym roku w kwietniu.
W razie czego zostaje restauracja Typhoon, która również mogę polecić :))
http://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g298450-d3958223-Reviews-Typhoon_Restaurant_and_Bar-Makati_Metro_Manila_Luzon.html
Nie mogę oderwać się od tego bloga, bardzo interesujące wpisy!
Cieszę się 🙂 Pozdrawiam!