2 tygodnie temu przyjęłam zakład.
Zakład opierał się na założeniu, że jeśli tylko będzie to możliwe i dostępne, Steven (współlokator) zje balot, a w zamian ja zjem century egg. Oba „delikatesy” opisałam w notce o najlepszych i najgorszych daniach malezyjskich poniżej, tak dla przypomnienia.
W skrócie: balot to 18-20 dniowa kaczka lub kurczak, trzymana przez tydzień w inkubatorze o podwyższonej temperaturze, celem zabicia bez wyciągania zwierzęcia z jaja. Jest to więc nie do końca dojrzały ptak, który jednak ma już wykształcone oczy i główne organy. Pełni rolę ulubionej przekąski na Filipinach.
Szczerze mówiąc balot jest bardzo trudno dostępny w Kuala Lumpur, więc zakład ten traktowałam wyłącznie teoretycznie. Aż do niedzieli… kiedy to dostałam informację od Ayie, koleżanki z Filipin, że specjalnie dla nas zdobyła 2 jaja balot. Trochę przerażona, umówiłam się na wtorkowy wieczór na wspólną konsumpcję.
I tak właśnie wylądowaliśmy wczoraj w czwórkę (ja, Steven, Vinnie i Ayie) w kawiarni, mając ze sobą w torbeczce 2 baloty.
Zamówiliśmy coś do picia (obowiązkowo! Choćby po to, żeby zabić smak) i wyciągnęliśmy jaja z siatki. Nasze dziwne zachowanie zauważyła obsługa kawiarni i kiedy przyznaliśmy się, co jest w środku jajka, byliśmy non stop obserwowani przez ciekawski wzrok nie tylko kelnerów, ale też kucharki i pana ze zmywaka.
Przechodząc do sedna: balot został wcześniej podgrzany.
Na pierwszy ogień poszedł Steven, który od jakiegoś czasu przygotowywał się do tego wyzwania, oglądając filmiki o balot na youtube.
Zgrabnie obrał jajko ze skorupki, wypił „zupkę” – czyli płyny w których znajduje się kaczka, a potem.. połknął całość. Przez chwilę myślałam, że zaraz to zwróci, bo wyraźnie się męczył z czymś w ustach. Okazało się, że część balot jest bardzo twarda (jak chrząstka, tylko większa) i nie da się tego tak łatwo przełknąć. Ale udało mu się! Zjadł całość bez zwracania niczego na stół.
Przy stole zaczął się unosić dziwny zapach z jaja, którego skorupki leżały już na talerzu. Na wewnętrznej stronie skorupki widać nawet żyłki.
Drugi balot. Gorsza sprawa, Steven po wykonaniu zadania zaczął się upierać, żebym i ja spróbowała. Nie powiem, miałam DUŻE opory. Nie miałam w planach próbowania balota, oficjalnie miałam zjeść tylko century egg!
W końcu spróbowałam tylko płynu znajdującego się w środku jaja. Wzięłam tylko łyk. Płyn był ciepły i szczerze mówiąc – naprawdę obrzydliwy w smaku. Ale byłam twarda i przełknęłam wszystko co miałam w ustach. Chwilę potem zapiłam wszystko herbatą. Urgh. Nie zrobię tego więcej.
Ku mojemu zaskoczeniu, Vinnie nie tylko spróbowała płynu z jaja, ale też ugryzła kawałek i zjadła. Wielki szacunek za odwagę!
Resztę balot zostawiliśmy dla Ayie, która zjadła go ze smakiem. Jak sama stwierdziła, na Filipinach jest to jej ulubiona nocna przekąska. Cóż. Smacznego.
Jajeczko po odpakowaniu (brazowa część to właściwy embrion kaczki, zwinięty w kłębek)
Jak widać, Vinnie nie była zachwycona
Reakcja Stevena na smak balot i moje podejście do „zupki”
Byłam gotowa zwrócić wczoraj wszystko co zjadłam tylko na niego patrząc. W Warszawie jest knajpka – Pho14 – która raz na jakiś czas robi menu degustacyjne. Co prawda, balota w menu nie było, ale patrząc na nas jak wcinamy larwy (wróć – Michał) i próbujemy wszystkie smakołyki po kolei, zaproponowała to poza menu.
a ja balut jadłam parę razy w Wietnamie i w Chinach – z Wietnamczykami i bardzo ten smak lubię. Tak samo zresztą jak smak „stuletnich jaj”, które w sałatkach są przepyszne…