Dziś jak zwykle o jedzeniu, nazbierało mi się parę ciekawych rzeczy wartych opisania.
Po pierwsze, miałam wreszcie możliwość spróbowania rambutana. Od dłuższego czasu mi ten owoc chodził po głowie ale jakoś nie udało się mi go zdobyć: były albo sprzedawane w gigantycznych pęczkach, albo nieświeże, albo ich w ogóle nie było dostępnych.
Ale dzięki Winnie udało mi się dziś 🙂 Rambutan to mały owoc otoczony włochatą skórką. Skórkę można zdjąć delikatnie nacinając ją nożem i oddzielając palcami od wnętrza. W środku jest okrągły, soczysty owocek który smakuje jak winogrono (nie do końca, ale jeśli miałabym porównać, to chyba najbliższe jest białe winogrono). W środku pesteczka. Przyjemne, smakowite. Tylko trzeba uważać czy przypadkiem nie jest nadgniłe i nie ma robaczka.
————————————————————————————————————–
Z cyklu: kupiłam, bo ładnie wyglądało: chrupki z zielonego groszku, firmy Kow Kow. W składzie produktu: groszek, mąka, sól, cukier i olej palmowy. Pyszne, chrupiące, a posypka lekko słodkawa. Lubię to chyba bardziej niż chipsy!
————————————————————————————————————————
Dział: tradycyjne potrawy Malezji. Zupa Bak Ku Teh (tłum. herbata na kościach wieprzowych) .
Tak naprawdę w daniu tym nie ma herbaty, jest to zupa której głównym składnikiem są żeberka wieprzowe moczone w wywarze korzenno-ziołowym z anyżem, cynamonem, czosnkiem itp przez wiele godzin). Do tego dodaje się tofu, warzywa, grzyby i wszystko, co kucharz ma pod ręką. Tradycyjnie do zupy podaje się chińską herbatę w małych czarkach do popicia „tłustego wydźwięku zupy”. Stąd nazwa.
Aby spróbować najlepszej, klasycznej wersji tego przysmaku wybrałam się razem z grupą praktykantów do miasta Klang, położonego 45 drogi od Kuala Lumpur. To właśnie stąd pochodzi bak ku teh i tu tez serwuje się ją najsmaczniejszą.
Jedliśmy w małej knajpce chińskiej, przy wielkim stole. Do zupy dostaliśmy jeszcze po talerzu ryżu posypanego prażoną cebulką. Towarzyszyła nam mama Sachy, mojej znajomej Malezyjki. Mama Sachy nieustannie krążyła wokół stołu, nakładając nam nowe porcje na talerze i dolewając herbaty. To się nazywa azjatycka gościnność 🙂
Sama zupa z pewnością zadowoliłaby każdego miłośnika wieprzowiny. Wywar jest bardzo mięsny, do tego w garnku pływa mnóstwo mięsa i kości wieprzowych, dających mocny smak. Ja zamiast mięska wyjadłam z zupy chyba wszystkie grzyby i warzywka, były naprawdę pysznie doprawione, a mięso wydawało mi się zbyt tłuste jak na mój gust.
Oprócz bak ku teh na stole wylądowała też ryba z grilla i warzywa. Nie byliśmy w stanie wszystkiego zjeść do końca, mimo że chłopaki bardzo się starały!
Nasza dzielna grupa bojowników bak ku teh:
—————————————————————————————————————————–
Wczorajsza kolacja: biryani z Bangladeszu. Kolega – Rajibul z Bangladeszu zaprosił mnie na kolację w nowo otwartej knajpce serwującej autentyczne jedzenie z jego ojczystego kraju. Byłam strasznie ciekawa, jak wygląda tamtejsza kuchnia, jeszcze nigdy nie próbowałam specjałów z kuchni w stylu bangla.
A więc specjalność zakładu: ryż biryani z kurczakiem. Przepyszny!
Ryż biały wymieszany jest z ryżem szafranowym. Do tego kilka sporych kawałków kurczaka, nie mam pojęcia jak przygotowanych ale był to najdelikatniejszy drób jaki w życiu jadłam. Rozpływał się w ustach po prostu! Do tego surowe warzywa (marchewka, ogórek) w słono-kwaśnej zalewie i dwa sosy daal (z soczewicy). Całość wcale nie jest ostra -choć spodziewałam się że kuchnia Bangladeszu jako sąsiada Indii powinna być piekielnie wyrazista. Myliłam się!
————————————————————————————————————————————
Kolejna kolacja, tym razem domowa: chińskie pyszności autorstwa Stephena i Winnie. Trzy dania, w tym ziemniaki z kurczakiem w brązowym sosie, zielone warzywka z czosnkiem i zupa z cebulką, suszonymi rybami, jajkami i warzywami.
Najbardziej ucieszyły mnie z dawna nie widziane ziemniaki. Ale nie tylko one- wszystko było przepyszne!
A tu kucharze przy pracy:
———————————————————————————————————————————————-
Uświadomiłam sobie, że nie opisałam jeszcze dania nr 1 w Malezji, czyli nasi lemak! Mój błąd, ale już go naprawiam:
jest to ryż gotowany na parze, z mlekiem kokosowym. Do tego podaje się ostry sos (sambal), suszone rybki, orzeszki arachidowe i kawałki ogórka a także jajko na twardo. W wersji bogatej dorzuca się do tego kawałek kurczaka i sos curry. Nasi lemak jest jedzony codziennie rano jako śniadanie przez większość mieszkańców Malezji. W restauracjach na stołach leżą pakieciki zawinięte w liść bananowca, zawierające nasi lemak. Można je wziąć i zjeść w oczekiwaniu na danie główne jako przystawkę, albo po prostu kupić i wyjść. Bardzo smaczne danie, o ile toleruje się ostre przyprawy. Ja tam lubię, tyle że nie na śniadanie.
———————————————————————————————————————————————
I na koniec ciekawostka: najwyższe danie jakie kiedykolwiek jadłam: thosai tissue. Czyli indyjska dosa, serwowana przez Malajów. Cienki placek z ciecierzycy, smażony na wielkiej patelni i zawijany w trąbkę. Podaje się to na talerzu, je się odrywając małe kawałki (ciasto jest bardzo chrupiące) i maczając w sosach -do wyboru: daal, kokosowy i curry. Dobre, acz nie typowo malezyjskie.