Wiecie, jakie jest największe wyzwanie dla każdego, kto mieszka w Malezji? Codzienne gotowanie obiadów! I nie chodzi o to, że składniki są drogie (bo „zachodnie” składniki są faktycznie bardzo kosztowne), ani o to, że nie ma czasu (azjatycki tryb pracy to 9 godzin dziennie w biurze). Chodzi o… pokusy!
Jedzenie w knajpach na ulicy jest dobre i tanie, a do tego zawsze przygotowywane na świeżo. Nie ma możliwości, żeby tu gotować z mrożonych składników – większość knajpek ma otwartą kuchnię lub stanowisko kuchenne, więc wszystko widać. A do tego – świeże składniki wystawione są na malezyjskie wpływy pogodowe, czyli ogromną wilgoć i wysoką temperaturę. Składniki trzeba więc używać szybko, bo od razu widać, kiedy się psują.
Osobiście gotuję więc tylko kilka razy w miesiącu. A na codzień – stołuję się w lokalnych knajpkach.
Żeby nie ściemniać, oto moje menu z zeszłego tygodnia.
Poniedziałek
Nasi goreng kampung (tłum. ryż smażony po wiejsku), czyli ryż z papryczką chilli, szpinakiem wodnym (zwanym tu kangkung), jajkiem i anchois (ble!). Do tego jajko z patelni na górze i skrzydełko z kurczaka na boku. Je się przyjemnie, ja się tylko trochę męczyłam, bo wygrzebywałam wszystkie malutkie anchois z ryżu. Co jak co, ale akurat ten składnik jest przeze mnie mało lubiany.
Wtorek
Malezyjski klasyk, dostępny 24 godziny na dobę. Maggi goreng, czyli makaron z jajkiem, ciemnym sosem sojowym, kiełkami, szczypiorkiem i garścią krewetek, kalmarów i małży. Wszystko razem prezentuje się niezgorszo, zwłaszcza po polaniu dodatkowo lekko ostrym sosem chilli.
Środa
Tego dania chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Kombinacje sosu słodko-kwaśnego spotkać można na całym świecie. A co jest specjalnego w tym konkretnym? Otóż nie ma tu… mięsa. Za białko robią smażone grzyby azjatyckie. Do tego prawie surowy ananas, papryka, warzywa, biały ryż i oczywiście jajko (Malezyjczycy mają obsesję na punkcie dodawania jajka dosłownie do każdego dania).
Czwartek
Najbardziej słynna potrawa z malezyjskiego miasta Ipoh – kurczak na parze (kway teow steamed chicken), a do tego cienkie kluski ryżowe z kiełkami soi w sosie sojowym, a wszystko posypane prażoną cebulką.
Piątek
Zmotywowałam się i zrobiłam sobie sałatkę z serem feta na obiad. Wreszcie!
Sobota
Wyjazd na miasto i wizyta w wiosce aborygenów (o tym już niedługo!), więc jedzenie było też nie-miejskie. Z bufetu wybrałam sobie co ciekawsze kąski: sos curry, słodkie ziemniaki, w całości smażona ryba, podana w sosie chilli, do tego szpinak wodny (kangkung), rodzaj lokalnego białego ziemniaka oraz „skrzydlata fasola” (kacang botol), na którą lokalnie mówi się „szpinakowy groszek” – i coś w tym jest! Podaje się to warzywo na surowo, tylko pokrojone na kawałki.
A na deser miałam arbuza, a co!
jadłabym to środowe najbardziej 🙂
Jedzonko ogólnie pyszne , tylko jak dla mnie to jajko jest zbędne w tych potrawach. Bedąc w Malezji/Indonezji jajko zwykle zostawiałam na boku w takich potrawach. Mimo wszechdostępności taniego i dobrego jedzenia , jakoś nie umiałabym nie gotowac w domu i dziwna dla mnie jest ta praktyka…
Szkoda mi ,że w Pl nie mamy świeżych rodzimych warzyw i owoców cały rok jak tam ..dla mnie gotować żyjąc w Azji byłoby rajem kulinarnym …
To wszystko wygląda i brzmi kosmicznie. Chcę to zjeść 🙂