Festiwale, Filipiny

Krwawe obchody Wielkiego Piątku (Maleldo) na Filipinach

**Uwaga: zdjęcia przedstawione poniżej są brutalne.

2 lata temu, wiosną 2018, musiałam (niestety) opuścić Malezję na parę miesięcy. Nowy wymóg wizowy był taki, że aby otrzymać nową wizę pracowniczą, mysiałam w trakcie całego procesu znajdować się poza krajem. Proces ten zajął… 3 miesiące. Ale żeby wykorzystac ten czas na zwiedzanie, zaplanowałam, że 2 miesiące posiedzę u przyjaciela Sila na Filipinach, a potem na miesiąc przeniosę się na Bali. Zamieszkałam więc razem z Silem z mieście Angeles na wyspie Luzon, pracowalam zdalnie z zaprzyjaźnionego biura, i nawet się nie spostrzegłam, a juz nadszedł okres Wielkanocy.

Jezus na poboczu

Wracałam akurat z pracy jeepneyem (takim śmiesznym pojazdem z czasów kiedy stacjonowali tu Amerykanie), kiedy przez okno zauważyłam Jezusa z zakrytą twarzą i ogromnym krzyżem na ramionach. Szedł sobie poboczem, krzyż miał może 2-3 metry długości i ważył na pewno sporo. Szybko wyjęłam telefon i cyknęłam zdjęcie, bo Jezus idący poboczem, mijający sklepiki 7/11, biegające dzieciaki i lokalnych mieszkańców palących śmieci przed domem był widokiem nieco… szokującym.

Moje zdziwienie zauważyl Sil i wytłumaczył, że to lokalna tradycja regionu: w okolicach Wielkiego Piątku wierni którzy odczuwają taką potrzebę, czy raczej powołanie, chcąc dosłownie poczuć to co Jezus podczas drogi krzyżowej, niosą ogromne krzyże do celu, którym zwykle jest jeden z kościołów w okolicy. Na tych ludzi woła się „magdarame”. Niektórzy zamiast krzyża wybierają czołganie się poboczem, po gorącym piasku, w pyle i smrodzie przejeżdżających samochodów. Najczęściej są to mężczyźni i przechodzą tą „drogę” w konkretnym celum jakim może być wybłaganie łask – lub odwrotnie – chcą podziękować Bogu za otrzymane w tym roku błogosławieństwa. Wielu z pielgrzymów zakrywa twarz ciemnym kapturem, ponieważ nie chcą robić tego dla bycia rozpoznanym czy społecznego poklasku, a dzięki kapturowi unikają rozpoznania.

Co na to kościół?

I tutaj jest dość ciekawie. Tak jak hinduski festiwal Thaipusam, który został zakazany w Indiach, ale wciąż jest obchodzony w Malezji, tego typu mocno fizyczne obchody Wielkiego Piątku są przez kościół katolicki na Filipinach oficjalnie zakazane. Kościół odcina się od tego rodzaju tradycji. Oficjalnie. Natomiast na moje pytanie „a skąd ci ludzie mają te wielkie krzyże”? Otrzymałam odpowiedź że jak to skąd, „no oczywiście że z kościoła”… Jest to mocno lokalna tradycja i wygląda na to, że niektóre lokalne kościoły, a raczej ich proboszczowie, od lat nieformalnie wspierają wiernych wybierających się na tego typu „pielgrzymkę”.

Ludzkie ukrzyżowania w XXI wieku

Im bliżej Wielkiego Tygodnia, tym więcej pielgrzymów z krzyżami było zauważalnych na poboczach. Czasem szli grupami, po kilku, a drogę otwierali im ksieża z lokalnej parafii. I wtedy przypomniały mi się zdjęcia, które kiedyś widziałam w jednym z magazynów podróżniczych, ludzie którzy faktycznie byli przybijani do krzyża, chcąc poczuć właśnie to co Jezus… I faktycznie, moje skojarzenia mnie nie myliły – tego typu obchody corocznie odbywają się właśnie na Filipinach. Co więcej – w wiosce zwanej San Fernando, położonej zaledwie 2 godziny drogi od Angeles! Nie byłam pewna czy jestem na to mentalnie i fizycznie gotowa, ale w jakiś sposób ciekawość przeważyła i zdecydowałam , że taką okazję mam prawdopodobnie raz w życiu, i że wybiorę się do San Fernando, zobaczyć jak to wygląda. Wybrałam się tam z Delem – kolegą z biura w którym wtedy pracowałam. Probowałam namówić do dołączenia większą ekipę, ale moi lokalni znajomi kompletnie nie odczuwali ekscytacji nadchodzącym wydarzeniem. Nasłuchałam się kilku lokalnych historii, o tym jaki czyjś tata chodził tam w ramach pielgrzymki, boso, przez 10 lat, żeby wybłagać zdrowie dla jego matki. Kiedy matka zmarła, przestał odbywać wielkanocne pielgrzymki, a rodzina już nie pojawia się w San Fernando. Dostałam za to kilka rad: w związku z ogromną ilością rozbryzgiwanej krwi (???!!!!!) znajomi proponowali żebym założyła czarne lub ciemnoczerwone ubrania, na których nie będzie widać plam. W co ja się wpakowałam?

Wielki Piątek w San Fernando na Filipinach

Dojazd zajął nam sporo czasu – jechaliśmy lokalnym autobusem, potem tricyklem, a na końcu jeszcze rikszą napędzaną na pedały. Po drodze, im bliżej San Fernando, tym więcej „zainscenizowanych” sytuacji widzieliśmy. Wygladało to mniej więcej tak, że szedł ulicą mężczyzna, nagle rzucało się na niego mnóstwo ludzi, często ubranych w kostiumy starożytnej Rzymskiej armii, rzucało go na ziemię, rozbierało, zakuwało w kajdany, kopało, pluło… (!!!) Każdy taki „teatrzyk uliczny”, wyglądający na atak agresywnych rzeźmieszków, był (podobno) skrzętnie zaplanowany, i miał na celu dostarczyć niespodzianek i rozrywki przechodniom…

Zdjęcia poniżej są autorstwa Dela, który wziął ze sobą porządny aparat i był w stanie uchwycić dobre ujęcia nawet z daleka. Dzięki, Del!

Wzdłuż drogi z czasem zaczęli pojawiać się też „burilyos” czyli pielgrzymi umartwiający ciało,  najczęściej przy pomocy biczy zakończonymi kawałkami bambusa lub rozbitego szkła. Ich plecy były zdarte do żywego mięsa, a każde uderzenie bicza rozbryzgiwało krew na wszystkie strony (w tym momencie zrozumiałam radę dotyczącą ubrania). Krew była widoczna na jezdni, na fasadach domów i na płotach – małe, czerwone kropeczki, które przypadkowy przechodzień wziąłby za nieopatrznie rozlaną farbę….

Burilyos kończyli swoją pielgrzymkę w jednym z lokalnych kościołów – na placu przed kościołem leżeli krzyżem, modląc się. W tym samym czasie – i tu przeżyłam szok – lokalne dzieciaki, przy pomocy patyków, biły pielgrzyma po plecach. Te dzieci miały po kilka lat!

Ukrzyżowania ludzi w Wielki Piątek

Słynne „ukrzyżowania” są częścią Pasji, czyli religijnego teatru – odegrania męki Pańskiej „na żywo”. Tradycja ta lokalnie rozpoczęła się w 1955r., kiedy to lokalny pisarz-amator, Ricardo Navarro, stworzył sztukę w lokalnym języku Kapampangan, przedstawiała ona drogę krzyżową, jednak aktorzy nie zostali jeszcze wtedy faktycznie ukrzyżowani. Stało się to dopiero w 1962r. Artemio Anoza, lokalny samozwańczy doktor, chciał osiągnąć swój cel zostania prawdziwym uzdrowicielem i przywódcą religijnym, zaproponował więc że chętnie zostanie naprawdę przybity do krzyża, jako część Pasji. I od tamtej pory stało się to tradycją, a co roku kilkanaście osób zawisa na kilka minut na krzyżu w San Fernando i dwóch okolicznych wioskach. Niektórzy, tak jak lokalny malarz Ben Enaje, który został ukrzyżowany już ponad 30 razy, stali się lokalnymi legendami.

I jeszcze uwaga techniczna: chętni są przybijani do krzyża wielkimi gwoździami na nadgarstkach. Potem krzyż jest podnoszony w górę, a osoba na krzyżu stoi na małej drewnianej półeczce, jest też bezpiecznie przypięta linami do krzyża, aby z niego nie spaść. Po kilku minutach krzyż jest opuszczany, rany są odkażane przez lekarzy będących na miejscu, a osoba zostaje zdjęta z krzyża i przeniesiona na nosze, rany są opatrywane, a już po kilkudziesięciu minutach delikwent udziela wywiadów mediom….

Miałam to „szczęście” że podczas mojego pobytu w San Fernando w 2018, po raz pierwszy ukrzyżowana została kobieta. Już chwilę po zdjęciu z krzyża, media przeciskały się przez tłum, a chwilę póżniej pani która miała już opatrzone rany na nadgarstkach brała już udział w konferencji medialnej, opowiadając o swoich przeżyciach…

Kobieta zdjęta z krzyża na konferencji prasowej

Komercja czy pielgrzymka?

Kilka momentów które zostaną w mojej pamięci już na zawsze:

Media przy „Kalwarii”

1. Na zawsze utkwi mi w pamięci moment, kiedy na wzgórzu jakieś 50m ode mnie przybijano kobiecie dłonie do krzyża, a za mną… Wózek sprzedawcy lodów grał radosną melodyjkę. Surrealistyczne przeżycie.

2. Gdy zakończyły się wszystkie ukrzyżowania, otwarta została przestrzeń „Kalwarii”, która już po chwili została zalana tłumami widzów, chcących zrobić sobie selfie pod krzyżem, gdzie jeszcze nie do końca w ziemię wsiąkła krew ukrzyżowanych…

3. Dzieciaki grające w lokalne loteryjki, grające w gry na festynie zaraz obok miejsc ukrzyżowania, popędzane przez rodziców „no kończ już, chodź, zaraz się zaczyna!”

Nie mnie to oceniać, ale samo wydarzenie na długo wryło mi się w pamięć.

Ważne: Wszyscy pielgrzymi, zarówno ci umartwiający ciało biczami jak wiszący na krzyżach, to dorosłe osoby, podejmujące własną decyzję, która dotyczy wyłącznie ich ciał i nie szkodzi ani nie angażuje nikogo oprócz nich. Nikt nie jest zmuszany do tego typu praktyk.

 

 

1 myśl w temacie “Krwawe obchody Wielkiego Piątku (Maleldo) na Filipinach”

Dodaj komentarz