Przyjeżdżając do Malezji miałam ze sobą spisaną listę miejsc, które koniecznie chciałam odwiedzić. I w ten weekend udało mi sie wreszcie ją odhaczyć do końca! Po Langkawi, Perhentian, Melacce, KL – nadszedł czas na ostatni punkt na liście, czyli Cameron Highlands.
Cameron Highlands położone są w północno-wschodniej części Malezji, mapka o tutaj:
Z Kuala Lumpur dojeżdża się do Cameron Highlands na przykład autobusem – zajmuje to ok. 4 godzin.
A z czego znane są owe okolice? Właśnie z pięknych zielonych wzgórz pokrytych krzaczkami herbacianymi, ale też plantacji truskawek i warzyw.
Co dla mnie najważniejsze – z racji położenia, klimat jest nieco inny niż w Kuala Lumpur – raczej chłodny i deszczowy -prawie jak w Europie!
Dlatego też porządnie przygotowałam się do wyjazdu, odgrzebując z szafy sweterki (normalnie praktycznie nieużywane, no chyba że w silnie klimatyzowanych pomieszczeniach).
Droga do Cameron Highlands jest doświadczeniem samym w sobie – ostatnie 100 km to odcinek typowo górski, ze stromymi zakrętami, bez barierek, często na jezdni jednopasmowej. Bywało naprawdę groźnie, zwłaszcza gdy 2 autobusy jadące z przeciwnych kierunków próbowały wyminąć się na zakręcie przy którym osunęła się ziemia. Na kierowcach zdaje się to jednak nie robić wrażenia.
Po drodze co kilkaset metrów lokalni mieszkańcy rozstawili malutkie stragany z warzywami – często na straganie siedziała cała rodzina i sprzedawała jeden gatunek fasoli, a za nimi widać było malutką chatkę skleconą z liści palm i patyków. Po raz pierwszy widziałam nie turystyczne, a prawdziwe wioski w dżungli, bez elektryczności i porządnych domów. Gdybym jechała samochodem, nie autobusem, z pewnością zatrzymanie się w przydrożnej wiosce byłoby świetnym doświadczeniem. Póki co, wpisuję to na listę moich rzeczy „do zrobienia”.
Zatrzymaliśmy się w Tanah Rata, największym miasteczku na wzgórzach Cameron. Pierwsza moja myśl po spojrzeniu na główną ulicę: „Ale tu Europejsko!” Murowane budynki w stylu kontynentalnym, do tego ludzie chodzący w czapkach i szalach, no i zachmurzone niebo – czyli wszystko to, czego nie uświadczy się w Kuala Lumpur.
A dlaczego miejsce wydaje się tak „egzotyczne” jak na Malezję? Bo przez długi czas należało do Brytyjczyków i Australijczyków, którzy przywieźli do Malezji pierwsze sadzonki herbaty i odkryli, że okoliczny klimat jest bardzo sprzyjający pod uprawę truskawek, herbaty i warzyw. Do tego rozwinęli infrastrukturę, budując drogi i tory kolejowe, Jeden z założycieli plantacji herbaty Boh w Cameron Highlands był też fundatorem głównej stacji kolejowej w Kuala Lumpur. Dlatego też do teraz na okolicznych wzgórzach można wstąpić do domku serwującego herbatę po angielsku i ciasteczka, podawane ze świeżymi truskawkami.
Aby nie tracić czasu, pierwszego dnia wykupiliśmy wycieczkę po okolicznych plantacjach. Z razji sporej grupy (9 osób) i wspaniałych negocjacyjnych zdolności koleżanki z Włoch, udało nam się wytargować całkiem przyjemną cenę za wycieczkę.
Wpakowaliśmy się wszyscy do Land Rovera, który wyglądał, jakby swoje najlepsze lata miał już za sobą, i ruszyliśmy w drogę.
Pierwszy przystanek – pola herbaciane! Plantacje nie są niczym ogrodzone, można na nie wejść i przechadzać się między zielonymi krzaczkami.
Potem przyszła pora na prawdziwą próbę wytrzymałości samochodu – wjechaliśmy na najwyższe wzgórze w okolicy. Momentami było ciężko i miałam wrażenie, że zatrzymamy się i już nie ruszymy, jednak doświadczenie naszego przewodnika wzięło górę i jakimś cudem dotarliśmy na szczyt. A na nim – wieża widokowa i przeraźliwy ziąb, ok 5-10 stopni i wszędobylska mgła. Wspięliśmy się na wieżę widokową, jednak nie było z niej kompletnie nic widać – 100% zachmurzenie. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć i już mieliśmy schodzić, gdy nagle zawiał wiatr i rozpędził chmury, a naszym oczom ukazał się przepiękny widok na okoliczne wzgórza i plantacje! Co prawda nie trwało to długo – po 3 minutach chmury wróciły, ale udało nam się pstryknąć parę fotek.
Kiedy zeszliśmy z wieży, nasz przewodnik poczęstował nas lokalnymi jagodami, które znalazł w krzakach- w zasadzie nie wyglądały one jak jagody, bardziej jak małe, czerwone kropeczki,w których trudno było wyczuć jakikolwiek smak.
Następny przystanek – Mossy Forest, czyli puszcza mająca 2 tysiące lat! Nazwa wzięła się od wszędobylskiego mchu, który po setkach lat zdominował krajobraz, oblebiając wszystkie drzewa. Zrobiliśmy sobie któtki trekking po okolicy, wspinając się po konarach i korzeniach drzew i starając się nie spaść w dół (ziemia jest bardzo zabagniona z powodu bardzo wysokiej wilgotności). Po drodze nasz przewodnik, naprawdę dobrze zaznajomiony z okolicą i jej tajemnicami, pokazał nam najmniejszą paproć na świecie (wyglądała jak malutki grzybek, naprawdę tycia) oraz dał do powąchania dziki cynamon, prosto zeskrobany z drzewa.
Po mszystej dżungli przyszedł czas na długo oczekiwaną plantację herbaty. Udaliśmy się na plantację Boh, którą już wcześniej kojarzyłam z opakowań herbaty dostępnych w supermarketach. Obejrzeliśmy proces produkcji herbaty od podszewki, czyli od wizyty w biurze testera jakości (na zdjęciu widać różne typy liści herbacianych badanych przez testera)
Przez hale produkcyjne, w których liście są czyszczone i szatkowane na kawałki, a potem segregowane. Przy okazji – wiedzieliście, że jednego liścia herbaty można uzyskać aż 5 różnych produktów? Od suszonego liścia, przez gorsze jakościowo cząstki liścia aż do pyłu herbacianego, który to, jako najgorszy jakościowo produkt, używa się do herbaty w torebkach.
Po wizycie w fabryce trafiliśmy do herbaciarni z przepięknym widokiem na planrację. Pijąc różne rodzaje herbaty (ja zamówiłam liściastą z marakują, były też takie cacka, jak waniliowa, mango, a także wysokiej jakości czyste czarne herbaty) i przegryzając angielskie ciasteczka wszyscy poczuliśmy, że jest to idealne ukoronowanie dnia. A tu zdjęcia z tarasu, już po wypiciu herbaty 🙂 To świetne uczucie wiedzieć, że herbata którą się pije pochodzi z właśnie tego konkretnego pola obok!
Po drodze do miasta zatrzymaliśmy się jeszcze na farmie motyli i owadów, gdzie można przejść się ogrodem pełnym przepięknych, ogromnych motyli latącymi dookoła.
Do tego są jeszczcze dodatkowe atrakcje, jak ogromny żuk,
patyczaki i owady wyglądające jak liście
a także skorpiony, pająki i węże.
Wieczór spędziliśmy na lokalnym targu, na którym sprzedaje się właściwie wszystko co powiązanie jest z truskawkami. Są więc oczywiście świeże truskawki, suszone truskawki, truskawkowy dżem, świeży sok z truskawek. truskawki maczane w gorącej czekoladzie (mniam!), ale też parasole wyglądające jak truskawki, pluszowe truskawtki, klapki truskawkowe, okulary w kształcie truskawek… Prawdziwy szał! To prawdziwy truskawkowy biznes!
Probowaliśmy też smażonych kulek ze słodkich ziemniaków z sezamem – całkiem smaczne! Lekko słoddke, gorące i bardzo…ziemniaczane.
A na kolację wybraliśmy się na typową dla Cameron Highlands ucztę w formie steamboat. O steamboat pisałam już tu, przypomnę tylko że jest to chiński sposób przyżądzania zupy, która gotuje się w garnku na stole, a do której wrzuca się cokolwiek – mięsko, owoce morza i warzywa – samemu przyrządza się wielki gar pyszności dla całej rodziny (czy też grupy znajomych). Nazwałabym to ajatyckim fondue, bo koncept jest właściwie podobny – chodzi bardziej o wspólne spędzanie czasu niż jedzenie. Ale było pyszne!
Następnego dnia wybraliśmy się na plantację truskawek – jak dla mnie nic specjalnego, truskawki jak truskawki – wydaje mi się że pochodząc z Polski trudno jest zachwycić się uprawą tych owoców, bo jesteśmy po prostu do nich przyzwyczajeni, Jednak moi koledzy z Afryki, Iranu, Włoch i Filipin byli naprawdę zachwyceni.
Oprócz truskawek na plantacji uprawiane są też kwiaty i warzywa, a nawet… kaktusy 🙂
Podumowując – świetny weekend, miło było zjeść truskawki i trochę zmarznąć na dworze. Po 2 dniach stęskniłam się jednak za Kuala Lumpurskim ciepełkiem!
A tu jeszcze kilka fotek z cyklu „różne”, czyli m.in. co jedliśmy na śniadanie i na obiad. (nie, kota nie jedliśmy!)
hej! zaczytuję się w blogu od dłuższego czasu, jako że w te wakacje planuję trip do Malezji. czy mogłabyś zdradzić ile dokładnie kosztowała Was wycieczka samochodem z przewodnikiem i czy może istnieje jakaś opcja wynajęcia małego samochodu, żeby samodzielnie poruszać się po wzgórzach i plantacjach? byłabym wdzięczna za wskazówki 🙂 pozdrawiam!
Hej! Wycieczka całodniowa to kwestia 80-60 RM za osobę (można się targować). A jeśli chodzi o sam samochód to nie wiem, ale w Cameron Highlands nie widziałam wypożyczalni….
Hej Zu,
To najlepszy turist blog jaki widziałem. (Dobrze ze się załapałem zanim wprowadzisz opłaty za możliwość jego czytania). Jezdem pod wrażeniem.
Wybieramy się 3os familią do KL 8-9 luty (aby realizować twój autorski program zwiedzania ‚KL dla dzieci’ lub ten ‚KL w 3dni’) ale również do CH 10-11luty.
I takie oto zapytanie: Bus KL-CH-KL zoperuję samodzielnie, nocleg w CH również, ale masz może w głowie jakąś firmę która organizowałaby na miejscu w CH taki tour jak Ty byłaś. Tzn że pierwszy dzień do wykorzystania na zwiedzanie po tym jak się dotrze busem do CH czyli popołudniu a w drugi dniu zwiedzanie tak aby załapać sie na bus popołudniowy do KL (czyli zwiedzanko do rano+ wczesne popołudnie?
Dziękuję
Grzegorz
Cześć Grzegorz, dzięki za komentarz! Cieszę się że będziecie realizować zaproponowane przeze mnie plany, jakbyście mieli potem jakieś uwagi albo coś do dodania to piszcie 🙂 Co do zwiedzania w CH: w Tanah Rata jest tylko jedna ulica. I na tej ulicy co kilka metrów są małe budki o nazwie „Tourist Information” albo po prostu otwarcie agencje turystyczne. Wbijcie do jednej zaraz po przyjeździe (najlepiej jeszcze przed zakwaterowaniem się w hotelu) i zamówcie sobie zwiedzanie na ten sam dzień. Jest was 3 więc pewnie nawet możecie zwiedzać samemu, jest was akurat na 1 samochód. I potem pogadajcie z waszym przewodnikiem o kolejnym dniu i dopasujcie do wyjazdu. W CH zwiedza się zwykle właśnie w takich małych grupach, więc to na pewno nie będzie problem 🙂 Powodzenia!
Cześć Zuzanna,
Dziękuję za odpowiedź :] Tak właśnie uczynimy. Pozdrowienia!
Zuziu czy sądzisz że do Tanah Rata da się przejechać jakimś rozkładowym busem z Jerantut?
Dziękuję.
Piotr
Rozkładowego busu chyba nie ma, znalazłam tylko busik kursujący raz dziennie: http://www.tamannegara.asia/daily-coach/
Witaj 😉 świetny blog i cenne porady. Planuję lot z Chiang Mai do KL 7 marca i lot z KL do Krabi 12 marca. Chccielibyśmy 2 dni spędzić KL (wg Twojego planu 😉 ) oraz wybrać się do CH ale nie mogę znaleźć informacji odnośnie autobusu do CH z KL. Proszę o wskazówkę. Chcielibyśmy kupić bilet od razu po przybyciu do KL.
Po prostu idż na stację Puduraya (w Chinatown) i kup bilet na miejscu w kasie. Rozkład: http://www.journeymalaysia.com/ptacamerons.htm
Malwina, widze ze realizujemy podobny program…;)
My (jadziem w 3 osoby) mamy na KL 8-9 luty, potem 10.02 bus do CH o 9.00 z dworca Pudu (mamy Hotel Transit KL właśnie po to ze blisko do dworca PKSu Pudu). W CH planowy przyjazd ~13.00 i dalej udało mnię sie onlajnowo zamówić: 1 wycieczkę półdniową która startuje 1.45pm w CH i drugą półdniową od 9.00 w dniu 11.02 rak aby łapnąć powrót popołudniem.
Jak potrzeba więcej szczegółów podrzuć @ – odpisze zeby nie zasmiecać forum zacnej strony Zuzy 😉
super, dzięki , że się odezwałeś. Póki co jestem zielona w temacie – pomysł narodził się w mojej głowie całkiem niedawno a dopiero w sobotę udało się wreszcie kupić bilety Air Asia – wcześniej cały czas nie przechodziła płatność. Szkoda, że będziecie miesiąc wcześniej. Poproszę cenne wskazówki mally20@wp.pl
Cześć, czytam bloga Zuzy i szukam inspiracji na podróż po Malezji i okolicach;) Właśnie planuję wycieczkę do CH i chcę Ciebie podpytać o to, ile rzeczywiście czasu zajęła wam podróż do CH (bo chciałabym wyruszyć rano z KL i załapać się jeszcze na zwiedzanie po 13.00) i jak się udało wam to wszystko dopiąć (wycieczka z przewodnikiem, droga powrotna itp). Jeżeli masz chwilę, poproszę o kontakt mailowy ( żeby nie robić sajgonu w komentarzach Zuzy;) mój mail to ka.o@wp.pl.
Z góry dziękuję i pozdrawiam serdecznie:)
A jaki jest orientacyjny czas zwiedzania z przewodnikiem? I czy można się z nim indywidualnie umawiać na jakąś godzinę czy mają grafik?
Zwykle dołącza się do grupy (max 6-8 osób), wycieczki zaczynają się o 11 rano albo 1 po południu. Można też wynająć przewodnika i samochód dla siebie, ale wtedy koszt jest wiekszy.
Dzięki 🙂 a da się potem po południu/wieczorem załapać na jakiś bus do Penang? Bo gdzieś na jakiejś stronie widzę że najpóźniejszy o 14:30 co mnie wcale nie urządza 😦
Jeśli internet nie pokazuje później to znaczy że nie ma niestety. Większość ludzi zostaje na noc i wyjeżdża następnego dnia rano, więc możliwe że nie ma wieczorem autobusu… Ale poszukaj jeszcze, może znajdziesz. Niestety nie ma 1 strony z rozkładami autobusów w Malezji, więc nie jestem w stanie ci podać konkretnego źródła.
Wita. Czy mogę sama zwizytować CH czy muszę mieć przewodnika? Jak to wygląda praktycznie, co z noclegiem ,nie ma problemu?Jadę do Taj potem Malezja, Twój blog to kopalnia wiedzy. dziękuję Ci za niego. powodzenia katarzyna
Zawsze polecam rezerwować noclegi wcześniej, bo nigdy nie wiadomo, czy akurat np. w czasie twojego przyjazdu nie wypadnie malezyjskie święto, a Malezyjczycy uwielbiają na weekend wyjechać do CH. Przewodnika jak najbardziej polecam – prosta sprawa – bez jeepa albo innego dużego samochodu nie dotrzesz na plantacje i do mossy forest, a przewodnicy takimi samochodami dysponują. Pozdrawiam!
Witaj Zu 🙂
Przede wszystkim ukłony za świetny blog :), bardzo pomocny w zwiedzaniu Malezji i dostarczający wielu cennych informacji.
Jestem obecnie w KL, zwiedzam krok po kroku Malezje 🙂 Piękne miejsce na ziemi. Napisalas, ze mozna Cie pytać 🙂 To mam pytanie. Jutro jade do Cameron H. Jade rano I 8.30 I wracam tego samego dnia, o 16.00 mam autobus. Czy to mozliwe by zwiedzić farme, plantacje jeepem w 3 godz? Czy nie jest to karkołomne?
Badz, czy sa autobusy, ktore jada po 16ej do KL? Sprawdzałam, jest tylko 3 przewoźników .I ostatni autobus jest planowany na 16ta.
Jeśli dasz rade napisać jeszcze dziś będzie świetnie. Jesli nie, jutro tez będzie ok.
Dzięki za wsparcie 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa Piotrowska
Hmm szczerze mówiąc nie widzę sensu w jechaniu tam na 3 godziny. Sam dojazd do prawie 4 godziny w 1 stronę, a plantacji nie zdąży się zobaczyć w 2 godziny. Polecam zostać na noc, spokojnie zwiedzić, wpaść na chwilę na nocny ryneczek, zjeść truskawki i wrócić następnego dnia.
Witaj ponownie,
bardzo dziękuję Ci za odpowiedź. Faktycznie wersja express nie miała zbyt wielkiego sensu. Pojechałam, widziałam wiele, jednak w pośpiechu. Dodatkowo trafiłam na korki, tak! korki 🙂 było mało czasu. Co prawda zyskałam godzinę, ostatni autobus odjeżdżał o 17ej. W każdym razie dziękuję za wpis 😉
Nadal taki haze w KL?
Pozdrawiam,
Ewa