Piszę ten wpis nieco wkurzona. Znacie takie sytuacje, które spotykają was dosłownie codziennie i denerwują w pewnym stopniu, ale po tysięcznym dniu tego samego zdenerwowania po prostu nie wytrzymujecie, i mówicie np. koledze z pracy, żeby przestał wreszcie gwizdać jak pracuje?
O co chodzi? W sumie o taką małą sprawę, jaką jest mój kraj pochodzenia.
Sporo jeżdżę Uberem i tym podobnymi sprawami. Prosty koncept: zamawiam samochód, jadę do pracy z przypadkowym Malezyjczykiem, płacę połowę tego co za taxi. Przy okazji mam okazję do podpytania moich kierowców o kulturę Malezji, ich rodzinne historie itp. – i część z tej wiedzy ląduje potem na blogu. A że w Malezji benzyna kosztuje niewiele (ostatnio była podwyżka i cena podskoczyła do szalonych 2RM za litr! Czyli 2 zł za litr.), to i przejazdy są przyjemne dla portfela. W każdym razie sprowadza się to do tego, że średnio 5 razy w tygodniu mam okazję pogadać sobie z kierowcami.
Typowa rozmowa obejmuje (z mojej strony) pytania o to co robią poza jeżdżeniem Uberem, czy byli już kiedyś za granicą, skąd w Malezji pochodzą, jakie są słynne dania z tego rejonu… W 99% najpierw badam grunt i sprawdzam czy kierowca ma ochotę na rozmowę. Jeśli tak – to zwykle idzie to bez problemu.
Natomiast ze strony kierowcy pytania są zadawane w tej kolejności:
-Jak długo jesteś w Malezji?
-Podoba ci się w Malezji?
-Skąd jesteś?
-OK. (Albo „Nice.”)
OK
To jest cały komentarz który otrzymuję po stwierdzeniu że jestem z Polski. Dlaczego? Bo nikt tutaj Polski nie kojarzy. Za nic. Przez 4 lata które tutaj jestem, osoby które wiedziały gdzie leży mój kraj i potrafiłyby stwierdzić, że mamy cztery pory roku, mogłabym policzyć na palcach dwóch rąk. Jeśli już ktoś coś wie, to zwykle jest to to, że Lewandowski jest z Polski, albo że Polska leży w Europie. I tyle.
Jakiś czas temu zadałam na stronie na Fb pytanie, czy w czasie podróży po Azji spotkaliście się z reakcjami na informacje o Polsce. Odpowiedzi trochę było, ale zwykle w stylu „jak raz mi się to przytrafiło, to anegdota była taka dobra, że będę ją opowiadać do końca życia”. Czyli to raczej rzadki przypadek.
I w związku z tym, że jestem z Polski, Malezyjczycy specjalnie się nie kwapią do dowiadywania się więcej. Bo przecież skoro nie jestem ze znanego „zachodniego” kraju, to przecież po co pytać. W przypadku gdy jestem gdzieś ze znajomymi z Niemiec czy z Holandii, Malezyjczycy chętnie ciągną roznowę, pytając o to jak tam się żyje, jakie są ceny, czy warto pojechać na wakacje itp. Ale słysząc o Polsce? Nic.
Azjatycka kultura „tracenia twarzy”
Ważna sprawa, z której zdaję sobie sprawę i wiem, że to również wpływa na zachowanie spotkanych przeze mnie ludzi. Malezyjczyk woli nie powiedzieć nic, niż powiedzieć coś źle, i narazić się na błąd publicznie. Jeśli ktoś tutaj popełniłby gafę albo błąd publicznie, mógłby „stracić twarz” w oczach innych, a to jest najgorszy los, jaki może (towarzysko) spotkać Azjatę! Wizerunek jest tutaj bardzo ważny, nawet w oczach nieznajomych.
Jeśli Malezyjczyk zaryzykowałby stwierdzenie „Polska… to jest w zachodniej Europie, tak?” i ja wyprowadziłabym go z błędu, to taki człowiek mogłby potencjalnie poczuć się z tym naprawdę źle. Oczywiście to zależy od nastawienia danej osoby, ale i tak – ryzyko istnieje.
Większość ludzi tutaj słysząc o kraju, o którym nie wie NIC, woli NIC nie mówić i o nic nie pytać.
A do czego to prowadzi dla mnie? Do – niestety – poczucia, że nikt się moim krajem, jego kulturą nie interesuje.
I tak jak wspomniałam, znam sytuację, ale przechodząc setki razy przez tą samą konwersację, jest mi po prostu smutno.
Bo mogłabym opowiedzieć o naszej naturze (Malezyjczycy uwielbiają koncept 4 pór roku: zwłaszcza zimy i wiosny), o architekturze i słynnym polskim alkoholu. Ale w większości przypadków… temat zostaje ucięty . I koniec. Mój rozmówca w większości przypadków stara się zacząć nowy temat.
Czy jest mi smutno? Jasne.
Sama staram się mocno promować wiedzę o Polsce jako o fajnym i tanim miejscu na wakacje (bo dla Malezyjczyków przyjeżdżających do Europy, Polska to jedna z najtańszych opcji). 3 moich znajomych udało mi się przekonać do wyjazdu na wolontariat do Polski.
Ale prawda jest taka, że mieszkam na styku 2 krajów, które praktycznie nic o sobie nie wiedzą. W Malezji nie do końca ludzie wiedzą, na którym kontynencie leży Polska. A statystyczny Polak kojarzy w Malezji może tylko wieże Petronas i przypadek zaginionego samolotu.
Więc wiadomo, nie jest łatwo. I zwykle mam mnóstwo energii i motywacji, żeby jednak coś zmienić w tej sprawie.
Ale i tak, za każdym razem słysząc „OK” na moją odpowiedź o kraj pochodzenia, czuję małe ukłucie w sercu…
hmm. lepsze takie podejście niż jak ktoś to ‚ok’ mówi z politowaniem i od razu nabiera rezerwy. W niektórych krajach Polak niestety kojarzony jest z elementem społecznym, a wszystko dzięki naszym dzielnym emigrantom niejednokrotnie. Oczywiście daleki jestem od uogólniania, ale wiadomo – spotkasz jednego człowieka z 10 co Ci w jakiś sposób podpadnie, zapamiętasz właśnie jego, co przy tych masach przetaczających się przez takie Danie, czy Holandie jest nieuniknione. Dziwnym trafem akurat byłem w Bukareszcie jak odbywał się mecz polski. Takie buractwo, że udawałem że nie znam języka. Raz by nie mieć z nimi kontaktu. Dwa, bo po prostu mi wstyd. Inny przykład, w jakiejś miejscowości na Filipinach do dziś pamiętają hasła typu ‚legia pany’, ‚kur…’ i że nawaleni właśnie Polacy robili burdy. Niekojarzenie kraju jest lepsze, niż jego złe kojarzenie moim zdaniem. W Malezji jesteś czystą kartą…
Kochanie, Malezyjczycy przynajmniej nie kompromitują się swoją niewiedzą. Ja mieszkam w kraju, w którym ludzie udają, że wszystko wiedzą najlepiej, który leży tylko 1500 km od Polski a pojęcie w narodzie marne. Czasem nie wiem, czy smiać się, czy płakać, kiedy potencjalny Francuz wyjeżdża z jakiś komicznym pytaniem dotyczącym Polski albo próbuje mnie przekonać, że Chopin na przykład z naszym krajem nie miał nic wspólnego.
Francuzi są jednak znacznie ciekawsi Polski. Mnie to już nie boli. Wolę ich niewiedzę i ciekawość niż przekonanie, że jesteśmy bandą pijaków i złodziei. Sama często opowiadam o Polsce znajomy, czy mojej szefowej. Serwuję też polskie dania, które wszystkim bardzo smakują 😉
Gdy jeszcze mieszkałam w Gruzji, Gruzini byli zachwycenie, gdy słyszeli, że jestem z Polski. Opowiadali jakimi to jesteśmy przyjaciółmi i że Kaczyński dobrym człowiekiem był i Putin go zamordował, za to że Kaczyński w 2008 przyleciał do Gruzji i stanął po stronie Saakashvilego. Byłam pod wrażeniem, że tak interesują się naszym krajem, pytają o wiele rzeczy. Entuzjazm zmalał przy przekroczeniu granicy z Armenią. Oni co prawda wiedzieli coś o naszym kraju, ale w ogóle nie byli zainteresowani. Za to pytali moją francuską przyjaciółkę o jej kraj. Ormianie mają tam dużą diasporę. Za tym przy dalszych podróżach do Azji: Chiny i Tajlandia zaczęło być podobnie do Ciebie:
ktoś: Where are you from?
ja: Poland
ktoś: aaaaa (opadający rozczarowany ton)
ewentualnie druga sytuacja:
ktoś: Where are you from?
ja: Poland
ktoś: Holland? I love Amsterdam!
ja: no, Poland, Polonia, Poloneti
ktoś: aaaaa (opadający rozczarowany ton)
Lolani ludzie nie pytają o szczegóły, o kulturę, o położenie, o jedzenie. Inni podróżnicy wspominają o Krakowie, alkoholu i pierogach. Czasem o jakimś znajomym z Polski.
Oczywiście, że jest mi przykro. Większość moich kompanów podróży to obcokrajowcy i oni częściej spotykają się z zainteresowaniem i dłuższa rozmową.
Ale tak jak piszesz niewielu Polaków wie coś o Malezji. Gdy w 2011 wyprowadzałam się do Gruzji, znajomi pytali czy będę musiała chodzić w burce, czy mają internet i bieżącą wodę. Teraz Gruzja jest jednym z najpopularniejszych kierunków podróży. Świat się otwiera, ludzie więcej czytają w internetach. Jest również szansa, że gdy jakiś Polak spotka Malezyjczyka w podróży usłyszy od niego:”U nas w Malezji jest taka Polka Zuza, ona mi tyle opowiedziała o tym kraju i jadłem u niej ruskie pierogi (z chilli :P) i zdecydowałem, że musze pojechać do Polski”.
Lepsze czasy nadejdą 😉
U mnie dokladnie tak samo. Ok, nice. Spotkalam killa osob, ktore cos wiedzialy.
Ale to dziala tak samo w obie strony, jak mowilam Tajlandia to ‚burdele’, jak Wietnam to ‚wojna’. I tyle. Obie strony nie wiedza.
Dlatego sie ciesze, ze wyjechalam, ze wiem duzo wiecej o azjatyckich krajach. Ze znajomi stad dowiedzieli sie o Europie.
Zdziwiłaś mnie 🙂 W tym roku w Tajlandii i Laosie byłam zszokowana, wszyscy na hasło Poland mówili: aaaa, ok, jesteście dobrzy w footbolu, Lewandowski, Podolski. I dalej kontynuowali rozmowę. Jak nie wiedzieli to też często dopytywali, ale może dlatego, że mówiąc Poland i widząc brak reakcji sama dodawałam, że to na północy Europy, koło Niemiec i wtedy jakoś rozmowa się wywiązywała. Może spróbuj dodawać zdanie pomocnicze 😉 W sumie w drugą stronę – gdybym spytała kogoś skąd jest i on wymieniłby mi nazwę kraju, o którym nie miałabym nawet cienia koncepcji czym to ugryźć, chyba zareagowałabym podobnie, a potem wygooglowała co to jest 😉 I nawet nie chodziłoby mi o utratę twarzy (choć w przypadku Azjatów to gra dużą rolę), a o uczucia rozmówcy – pomyślałabym, ze zrobi mu się przykro, że ktos nie ma pojęcia gdzie leży jego kraj.
Tutaj futbol mniej jest kojarzony, bo jednak badminton jest sportem narodowym. Pytanie pomocnicze – jasne, ale już tyle lat tu siedzę i potrafię wyczuć, kiedy Azjata chce po prostu zamknąć temat.
futbol w Malezji to wylacznie premier league a tam Polacy nie graja…
W Belgii spotkałam się z odwrotną sytuacją. Byłam nastawiona na stereotypowe podejście do Polski i „Polaczków”, a przekonałam się, że wielu Belgów w Polsce było, i to niejednokrotnie. Spotkałam się ze sporym zainteresowaniem naszą kulturą, historią i jedzeniem oraz prośbami o polecenie jakiś ciekawych miejsc na wakacje. Jedyne co mnie zasmuciło, to najczęstszy cel wycieczek do Polski, czyli… Oświęcim.
O matko, mieszkam w Singapurze i mam bardzo podobne uczucia. Gdziekolwiek jeździmy, Polska jest zazwyczaj szybko ucinana, za to Portugalia, skąd jest mój chłopak, staje się tematem numer jeden! Mnie się natomiast trochę wydaje że to kwestia braku ciekawości – po co dopytywac o kraj, o którym nic nie wiedzą i który ich w sumie nie interesuje?
Jak byłam w Malezji, to faktycznie w Kuala Lumpur mało kto wiedział gdzie jest Polska. Musieliśmy tłumaczyć ze to jest to państwo , które leży miedzy Niemcami a Rosja. Spore uproszczenie, wiem, jednak tylko dzięki temu odróżniali nas od Holandii…
Co i innego w Penang 🙂 tam chyba mieliśmy duże szczęście bo nie dość, że osoba u ktorej mieszkaliśmy wiedziała gdzie leży to bardzo sie interesowała 🙂 tak samo było z osobami na street foodach czy łódce 🙂
To było miłe.
Ze swojej strony ja teraz opowiadam innym o Malezji, obalam mity i zachwalam kraj… Bo tez marnie z naszej strony ze większość nic nie wie.
Swoją drogą chętnie bym tam zamieszkała 🙂 mnie Malezja urzekła niesamowicie 🙂
z jednej strony zal, ale z ta turystyka to ja tam sie ciesze ze nie zadeptali mazur i bieszczad tak jak zadeptali puket czy bali.
Jestem takim typem osobowości, że dla mnie ich zachowanie jest w dużej mierze naturalne. Po pierwsze zaliczałabym się do grupy, którą ciężko skłonić do rozmowy, po drugie – w przypadku małej wiedzy o kraju nie chciałabym wykazywać się niewiedzą. Nie dopytywałabym pewnie o kraj, o którym mało wiem. Po prostu nie interesuję się wszystkim. W tym momencie zdecydowanie żałuję swojego ograniczenia, bo z tej drugiej strony (wcześniej jakoś o tym nie myślałam) nie za bardzo to wygląda.
Jestem na Erasmusie w Zagrzebiu i Chorwaci mają dobre nastawienie do Polaków, aczkolwiek poznałam kilka osób z dalszych zakątków i zdarzyło mi się też u słyszeć „ok”, kiedy powiedziałam skąd jestem.
Coś mi się wydaje, że w Turcji jest podobnie. Ale dopiero po Twoim poście to sobie uświadomiłam. Polskę oczywiście ludzie znają, bo co drugi Turek miał dziewczynę z Polski (i to już mi wystarczy żeby się wkurzyć :)) ale zawsze jest pytanie: Polska? Aha. To znasz rosyjski? Albo odwrotnie: To znasz niemiecki?
Dla nich Polska jest interesująca o tyle, że jest „blisko” jednego z tych dwóch krajów. I tyle.
Z tego co widzę po pozostałych komentarzach to chyba dla Polski typowe, może musimy jakoś to przełknąć? Nie wiem 🙂
Może nie w Malezji, ale w Tajlandii- dwa tygodnie temu na farmie węży pod Chiang Mai po pytaniu skąd jesteśmy i odpowiedzi, że z Polski padło „oooo łonż ” – potem my padliśmy…ze śmiechu. W Malezji spotkaliśmy Zuzę :), co prawda przedostatnio, a nie ostatnio ….dużo wiedziała o Polsce 🙂