Nie ma to jak urodziny! A co dopiero urodziny w tropikach! A jak do takich urodzin dołożyć jeszcze fanastyczną grupę przyjaciół, która dokładnie wie, czym warto mnie zaskoczyć z prezencie urodzinowym – to już naprawdę jest bajka!
Tak właśnie było w tym roku. Dzień przed moimi urodzinami dostałam sygnał od przyjaciela: „Spakuj się na noc. Porywamy cię jutro na weekend, ale dowiesz się szczegółów dopiero w samochodzie”. Ekscytacja! Jakby nie było, plan z „porwaniem” trochę spalił na panewce ze względu na to, że musiałam się spakować – ale emocje były i tak.
I tak właśnie w sobotę rano wylądowałam w samochodzie z trójką moich przyjaciół (zwarta grupa Malezyjsko-Indonezyjsko-Filipińska). Po drodze z mijanych znaków z nazwami miejscowości próbowałam zrozumieć gdzie jedziemy, ale nie udało mi się odgadnąć aż do samego końca.

Pola! Ryżowe pola!
Po kilkudziesięciu odśpiewanych piosenkach, krótkim przystanku na kawę i lokalne owoce kupione przy drodze, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Ku mojemu zdziwieniu, czekał tam na nas drugi samochód, z dwoma „wujkami” (tak mówi się tu do wszystkich osób powyżej 30-go roku życia) – okazało się, że panowie będą naszymi przewodnikami podczas całego dnia na malezyjskiej wsi!
Plan polegał na spędzeniu dnia poza Kuala Lumpur, w okolicach jeziora Kuala Selangor. Wszystko oczywiście zostało zaplanowane już jakiś czas temu za moimi plecami 🙂
Cała okolica jeziora to w większości piękne, zielone pola ryżowe, ciągnące się aż po horyzont. Pomiędzy polami znajdują się mniejsze i większe wioski, a na obrzeżach rosną lasy. Niedaleko znajduje się też najwyższe wzgórze w rejonie, Bukit Melawati (ale o tym później).
Lokalny przysmak – deser z durianem
Pierwszym przystankiem dnia było lokalne jedzenie – nasi przewodnicy zabrali nas do najlepszej lokalnej knajpki. Miejsce to słynie z zupy laksa (rybny wywar z kluskami, liśćmi mięty, ananasem itp) i najlepszego deseru cendol w okolicy – podobno nawet w całym stanie Selangor!
Cendol to spora miska z mnóstwem pyszności: kruszonym lodem, mlekiem kokosowym, cukrem palmowym (tzw. gula melaka) i zielonymi „żelkami-dżdżownicami” o smaku liścia pandan. Czasem dodaje się też czerwoną fasolkę. Całość jest mocno zimna, słodka i odświeżająca. Idealna na gorący dzień w Malezji 🙂
Słynny cendol poza typowymi składnikami miał też opcjonalnie dołożonego świeżego, słodkiego… duriana. Jako że nie jestem specjalną fanką tego owocu-śmierdziela, poprosiłam o podstawową wersję deseru, ale inni członkowie mojej ekipy zajadali się durianowym cendolem, aż im się uszy trzęsły!
Adres:
Cendol durian Borhan
Tanjung Karang, Selangor
Bukit Melawati, czyli oko w oko z tłumem małpek
Po jedzeniu nadszedł czas na konkretne zwiedzanie. Podjechaliśmy pod wzgórze Melawati, które odegrało sporą rolę w historii regionu – a oprócz tego jest najwyższym wzgórzem w okolicy. W XVIII i XIX wieku znajdowała się tu siedziba administracyjna całego sułtanatu, a potem przekształcono to miesce w pewnego rodzaju twierdzę holenderską w czasie kolonizacji. Do teraz ostały się tu części fortu, stare armaty, a nawet kamień, gdzie ścinano głowy wrogów i zdrajców, a także mało przyjemna zatruta studnia.
Na zboczach wzgórza można zobaczyć też stary cmentarz królewski, piękne drzewa i kwitnące krzewy, a z samego szczytu rozpościera się piękna panorama całego stanu Selangor – podobno gdy nie ma chmur, można nawet zauważyć Melakę (ja nie miałam tego szczęścia, ale i tak było pięknie).
Na szczyt można wjechać kolejką ciągniętą przez traktor, a na drogę powrotną polecam przejść się spacerem w dół, podziwiając park i widoki ze wzgórza.
Obecnie przyjeżdżają tu tłumy lokalnych turystów, głównie żeby spędzić trochę czasu z lokalnymi małpami. Od wielu lat wzgórze Melawati było domem dla dwóch gatunków małp: popularnej również w Kuala Lumpur odmiany makaka (long-tailed macaque) oraz czarnych jak smoła małpek z gatunku silver-leafed monkey, które wyróżniają się też sporym czarnym czubem na głowie.

Małpy są dzikie, ale przez lata mieszkania w okolicach osad ludzkich przyzwyczaiły się do obecności ludzi. Na wzgórzu Melawati sporo z małpek wręcz wymusza od zwiedzających orzeszki czy owoce, ciągnąc ludzi za nogawki spodni, albo wspinając się zaskoczonym turystom na ramiona. Sama zdziwiłam się, gdy wyciągając rękę z orzeszkami, nagle poczułam ciężar na ramionach – to jedna z małp błyskawicznie wspięła się po moich nogach i plecach! Potem siedziała mi na ramionach przez dobre 10 minut, iskając włosy i czekając na orzeszki.



Moja wskazówka: najlepiej kupić orzeszki lub owoce i trzymać je w zamkniętym plecaku, wyciągając tylko po kilka porcji na raz. Inaczej małpki same sobie zabiorą całą paczkę z twojej ręki i uciekną. Najlepiej karmić tylko czarne małpki: makaki bywają dość agresywne i są raczej mało towarzyskie.
Jezioro tysięcy świetlików – Kuala Selangor
Rejon Kuala Selangor słynny jest też z unikalnego ekosystemu jeziora o tej samej nazwie ( w wiosce Kampung Kuantan). Gdy tylko zachodzi słońce, na brzegach jeziora drzewa rozświetlają się tysiącami światełek – to świetliki w całej swojej okazałości!
Drzewa namorzynowe dookoła jeziora to jednocześnie dom i źródło pożywienia dla tych uroczych owadów. Pożywieniem jest nektar zbierający się na liściach drzewa, a najedzone świetliki wieczorami wabią swoim światłem przyszłe partnerki. Każda grupa świetlików na konkretnym drzewie „miga” światłami w określonej sekwencji!
Byliśmy nad jeziorem ok. 7.30 wieczorem i przed nami w kolejce czekało już sporo osób. Aby podziwiać świetliki, trzeba kupić bilet (10RM za osobę) i schodzi się w dół, na małą przystań, gdzie czekają spore, drewniane łodzie. Na jeziorze zabronione są łodzie motorowe, ze względu na hałas, który mógłby odstraszyć owady.
„Szef łódki” to zwykle lokalny „wujek” który poza pracą na polach ryżowych dorabia sobie w ten sposób wieczorami. Zwykle posłuchać można wielu ciekawych historii, ale niestety mało który wioślarz mówi po angielsku – nieodzowny jest więc ktoś kto przetłumaczy wam całą rozmowę.
Przejażdżka łódką trwa ok 20-30 minut – i przynajmniej dla mnie było to naprawdę niezapomniane przeżycie. Powoli zapalające się i gasnące światełka to przepiękny pokaz, zwłaszcza dla kogoś, kto mieszka w wielkim mieście i potrzebuje spokojnego, cichego wieczornego relaksu.
Ważna sprawa: świetliki w Kuala Selangor są pod ścisłą ochroną, w związku z tym nie można ich łapać/dotykać ani nawet robić zdjęć z fleszem. Najlepiej więc zapomnieć o aparacie, i po prostu rozkoszować się tym pięknym widokiem.
Lekcja malowania batiku
Następnego dnia rano odwiedziliśmy jedną z lokalnych rodzin, która zamieniła swój dom w hostel i podnajmuje pokoje turystom. Przy okazji, organizują też zajęcia: my dołączyliśmy na lekcję batiku.
Ta sztuka malowania wzorów woskiem i wypełniania ich farbami dotarła do Malezji z Indonezji już bardzo dawno temu. Sarongi, obrusy i bluzki w kwiatowe wzory można znaleźć w wielu sklepach – ale w większości są to „oszukane” batiki, drukowane albo stemplowane wzorem – mało kto wciąż jeszcze tworzy wzory w tradycyjny sposób, bo jest to bardzo czasochłonne.
Lokalny artysta pokazał nam jak nakłada się wosk i rysuje wzory na materiale – ale całe szczęście, nam przypadło w udziale tylko kolorowanie gotowych już obrazków – i całe szczęście, bo rysowanie wzorów to bardzo trudna sztuka!


Tworzyliśmy nasze obrazki w przepięknej scenerii – pod małą wiatą, zaraz na brzegu ogromnego pola ryżowego. Co za widoki! Jedyny minus: nawet siedząc w cieniu, po 10 minutach wszyscy nieźle się już spociliśmy, a z braku wiatraków w okolicy, nie było jak się ochłodzić. Ale warto było!
Kawiarnia w środku pola ryżowego? Czemu nie!
Szukając miejsca na ochłodę, z pomocą przyszły nam rekomendacje na lokalnych blogach: dowiedzieliśmy się, że popularne od kilku lat w tym rekonie stało się budowanie hosteli i kawiarni z kontenerów i stawianie ich w środku pola. Szalony pomysł – od razu pojechaliśmy to sprawdzić!
Wylądowaliśmy w kafejce Padi Box (paddy field to po angielsku pole ryżowe, stąd nazwa). Kilka kolorowych kontenerów ustawionych na sobie – a w środku inny świat! Klimatyzacja, meble jak z Ikei (jak na Malezję to bardzo hipsterski wystrój), ciasta, ekspres do kawy… Nie wierzyłam własnym oczom!

A przez szybę roztaczają się przepiękne widoki na okoliczne pola. Naprawdę chylę czoła przed pomysłodawcą tego typu biznesów – to świetny pomysł, żeby przyciągnąć nawet „miastowych” turystów!
Adres: Padi Box Cafe
Jalan Tali Air 4, Kampung Parit Empat, 45400 Sekinchan, Selangor, Malaysia
Warto wiedzieć:
- Do Kuala Selangor dojechać można wyłącznie samochodem. Najwygodniej wypożyczyć samochód na 1-2 dni i przyjechać tu samemu, ale lokalne biura podróży oferują też pakiety obejmujące odbiór z hotelu, transport, lunch i wszystkie atrakcje.
- Warto zabrać ze sobą środek na komary, wieczorem nad jeziorem robi się dość nieprzyjemnie jeśli nie ma się posmarowanych odsłoniętych części ciała
- Na jedzenie najlepiej zatrzymać się w lokalnych knajpkach po drodze – kierując się zasadą: im więcej klientów w restauracji, tym lepiej. My na kolację wstąpiliśmy „na czuja” do malutkiej knajpie na obrzeżach wioski i zaserwowano nam wyborną smażoną rybę, zupę tom yam i szpinak wodny. Było pysznie!

jeeeej, nieziemskie to jezioro! no i małpy! za trochę ponad miesiąc postawię stopę w Malezji, czuję coraz większą presję żeby w końcu jakoś zaplanować ten wyjazd 😀
Zu! JESTEŚ OKROPNA! Mam ochotę udusić Cię gołymi rękami. Lecimy… do Penang. Miał być kawalątek Malezji, 2-3 dni i reszta Tajlandii. Czytam, oglądam, i coraz bardziej nie chce mi się do tej Tajlandii w ogóle. Wszystko przez Ciebie, mam nadzieję, że czujesz się odpowiedzialna 😉