Tak, tego można było się spodziewać. Penang, stolica gastronomiczna Malezji, została ogłoszona Mekką dla wszystkich smakoszy – „Top Foodie Spot in The World” <- kliknij po wiecej informacji o plebistycie.
Zdecydowanie zasłużenie – wszyscy Malezyjczycy zgodnie twierdzą, że do Penang jeździ się właśnie na znakomite jedzenie – głównie chińskie. Wiele restauracji choćby w KL stara się odzwierciedlić przepisy z Penangu i tworzy knajpki pod nazwą „Penang Food”, „Penang Recipe” itp, ale jakoś nie natknęłam się jeszcze na miejsce które dorastałoby poziomem do taniej, zakurzonej, ale powodującej ślinotok przypadkowej knajpki z Penangu.
Poniżej zestawienie moich ulubionych (ale i sztandarowych) dań z Penangu.
1) Char Kway Teow
Klasyka. Płaskie kluski ryżowe – wstążki, z krewetkami, kiełkami soi, fishcake (taka masa zrobiona ze zmielonej ryby, poskładana w obły kształt i krojona na kawałki), pasty krewetkowej, chilli, jajek i sosu sojowego. Wszystko razem smaży się w woku, zwykle na smalcu lub oleju. Jeszcze gorące, pikantne, pachnące mocno owocami morza, należy skropić limonką. I jest idealnie! Wyrazisty rybny smak przeplata się z ostrością przypraw i chilli (Malezyjczycy dodatkowo dodają jeszcze wiecej chilli do swoich porcji), a kwaśny ton limonki daje kopa.
Cena: 3-5 RM za porcję. (po jednej ma się ochotę na więcej!)
2) Penang Laksa
Zupa- legenda. Wielu próbowało ją odtworzyć w domu, podać w innej restauracji – i nic. Jednym z nasłynniejszych i najlepszych miejsc do jej zjedzenia jest róg budynku przy świątyni Kek Lok Si. Kilkanaście plastikowych stoliczków, plastikowe stołki ustawione pod prowizorycznym daszkiem, wszystko serwowane na świeżym powietrzu.
Zupa gotuje się w wielkim garze, tym samym od lat. Do tego obok stoją pojemniki z kluskami sojowymi, zieleniną, poszatkowaną makrelą i kawałkami limonki oraz butle sosu chilli. Wydaje mi się, że to właśnie ten garnek jest kluczem – przez te wszystkie lata wchłonął aromat i smak zupy i teraz udoskonala każdą nową porcję. Taka moje opinia 🙂
Generalnie zupa jest rybno-ostro-kwaśna. Brzmi dziwnie, ale tak właśnie jest. Bazuje na makreli, wyciagu z tamaryndu, trawy cytrynowej i chilli oraz paście krewetkowej (belacan). Do tego warzywka w stylu ogórka, poszatkowanej zieleniny (jakieś liście – nie jestem pewna jakie), imbir, liście mięty i czasem sałata. Na łyżce dostaje się osobno pastę krewetkową (czarny kolor), której dodaje się do smaku.
Pachnie tak, że kręci się w głowie, mocno ostro, ale w smaku jest kwaśna (przez tamarynd dużo soku z limonki), a do tego przebija się jeszcze smak ryby. Nigdy wcześniej nie próbowałam czegoś tak intensywnego, pod tym względem mogę chyba porównac tylko zupę Tom Yam.
Cena: 2,5-4 RM za miskę
3) Chendol
Pyszności! Flagowy deser, który stał się narodowym deserem Malezji.
Prosty przepis: kruszony (a właściwie „golony” z bloku lód), polany mleczkiem kokosowym i syropem z brązowego cukru. W środku są też czerwone fasolki i zielone jakby „kiełki” zrobione ze zmielonych ziaren zielonego groszku wymieszanych z aromatycznymi liśćmi pandan. I tyle!
Jest zimno, jest słodko, jest dużo śmiechu przy próbach wciągania „kiełków”, które są jakby żelowe, do ust. No i im bardziej chendol się roztopi, tym lepiej – bo łatwiej go wymieszać, a wg Malezyjczyków chendol najlepszy jest całkiem wymieszany.
Cena: 1,5-3 RM za miskę.
4) Kueh
I kolejne słodkości. Wywodzące się z tradycji Nyonya (Chinczyków którzy wżenili się w rodziny muzułmańskie) małe dzieła sztuki.
Są to jakby warstwowe „ciasteczka” – tylko że o delikatnej, żelowej konsystencji, zrobione z mąki ryżowej z dodatkami tapioki, liścia pandan, mleczka kokosowego i brązowego cukru. Czasem bywają w kształcie żółwia lub kwiatka – wtedy są nieco bardziej twarde, a w środku można spodziewać się masy z orzeszków ziemnych.
Słodkie, lekko ciągnące, z aromatem mleczka kokosowego. Pycha!
Cena: 1 RM za sztukę
Na zdjęciu poniżej jest też curry puff, czyli pierożek ze smażonego w głębokim tłuszczu ciasta, z nadzieniem z jajka, ziemniaków i curry.
5) Char Kway Kak, zwany też Carrot Cake
Coś jak char kway teow, ale głównym składnikiem jest tu… azjatycka biała rzodkiewka. Po chińsku mówi się o tym warzywie „biała marchewka”, stąd nazwa.
Rzodkiewka mieszana jest z mąką ryżową, formuje się z tego mniejsze kawałki i wrzuca do woka razem z kiełkami, marynowanymi warzywami i jajkiem. Do tego dużo sosu sojowego i chilli.
Same kawałki rzodkiewki są całkiem ostre, przy czym ostrość mogę porównać do powiedzmy chrzanu. Fajne połączenie, warto spróbować!
Cena: 2-3 RM za porcję.
6) Popiah
Jeden z moich faworytów. Malezyjska wersja sajgonek – z warzywami, chrupiącą prażoną cebulką, sałatą, czasem jajkiem. Wszystko polane słodkim sosem i zawinięte w delikatny papier ryżowy. Dodatkowo czasem dostępne jest mięso kraba.
Dobry sprzedawca zawsze pyta, czy gotową popiah dodatkowo podsmażyć na patelni – ja bardzo lubię to na surowo, gdy delikatny papier ryżowy praktycznie rwie się w palcach i dodatkowym wyzwaniem jest dostarczenie kawałków do ust.
Cena: 2 RM za 2 sztuki, z krabem nieco drożej
7) Chee Cheong Fun
Osobiście uważam chee chong fun za jedno z najtrudniejszych dań do zjedzenia. Nie przez smak, a przez konsystencję, która utrudnia chwycenie jedzenia przez pałeczki.
Są to białe, bardzo miękkie i śliskie kluski ryżowe, zrolowane w podłużne obłe kształty które kroi się na kawałki. Wszystko polane jest obficie mieszanką ciemnych sosów, których bazą jest sos sojowy, i posypane sezamem. Daje to razem efekt ostrości i słodkości. Malezyjczycy sypią jeszcze dodatkowo poszatkowane papryczki chilli na wierzch.
Je się pałeczkami – a kluski są naprawdę śliskie, i samo ich nabranie zabiera sporo czasu. Wysiłek jest tego wart – smak jest naprawdę ciekawy, sosy dodają wielowymiarowej głębi kluskom, które normalnie byłyby raczej bez smaku.
Cena: ok 2 RM
Generalnie ceny jedzenia w Penangu są niższe niż w KL. Podane wyżej ceny sa odpowiednie dla typowych stoisk ulicznych, w których siedzi się na plastikowych stołeczkach i je plastikowymi pałeczkami. W klimatyzowanych knajpkach lub hotelach ceny są odpowiednio wyższe (3-10 razy!).
Zdecydowanie polecam jednak uliczne dania, mają magię!
A tutaj cała relacja z mojego pobytu w Penang w zeszłym roku:
Ehhh ale mi smaka narobiłaś ! Część z tego próbowałem na Penang 🙂 Trzeba będzie wrócić żeby resztę sprawdzić 🙂
Hahaha koniecznie! To jeszcze nie jest wszystko, ja sama jeszcze nie ogarnęłam wszystkich dań. Ale teraz to już oficjalne że to gastronomicznie najlepsze miejsce na świecie więc motywacja do odwiedzin miasta rośnie!
Zaczynam już spisywać listę rzeczy do spróbowania 😀 Koniecznie Laksa i na deser Kueh 😉 W międzyczasie przystawka w postaci Popiah 🙂 I te ceny, które podałaś – bajeczne 😀 – a jedzonko na takich straganach, gdy siedzi się na małych plastikowych stołeczkach nie dość że jest w porównaniu do restauracji najtańsze to jeszcze najlepsze! ^_^
Dorzucam jeszcze link do odcinka Anthonego Bourdeina o Penangu – Antek też był zachwycony 😀
Uwielbiam Anthony’ego! Widziałam ten odcinek już po wycieczce do Penang, i muszę się zgodzić w 100% z jego zachwytem nad lokalną kuchnią. Odcinek bardzo przydatny, swoją drogą!
Nam Pinang kojarzy się najbardziej z MiGoreng na które zaprowadził nas nasz kierowca do lokalnej knajpki przy porcie.Nigdzie poza Pinang nie znależliśmy już MiGoreng w takim smaku.Osławiona zupa którą jedliśmy w czasie ogromnej burzy na Wzgórzu (kolejka górska) nie przypadła nam do gustu-jej ciekawsza wersja jest w KL w Surii w super bistro Littlr Pinang.Pozdrowienia od Bożenki i Olgierda.Jak zawsza ciężko pracujesz dając nam tutaj na drugim końcu świata olbrzymią frajdę bycia razem z Tobą w Malezji.
Mee goreng to takie danie, które mimo takiego samego w zasadzie zestawu składników, zawsze smakuje inaczej – chyba każdy kucharz ma dodatkowy sekretny składnik 🙂 Jeszcze nie jadłam laksy w Little Penang, ale po takiej rekomendacji zdecydowanie muszę spróbować! Serdecznie pozdrawiam i ściskam!
Ależ się głodna zrobiłam! 😉
A ja mam takie pytanie ogólne odnośnie kuchni. Czy używają dużo czosnku i cebuli? Otóż boje się, że nie będę mieć co jeść, bo nie mogę jeść ani jednego, ani drugiego
niestety w tych wszystkich pastach krewetkowych itp. na bank są te dodatki. Najwyżej zostanie mi ryż ;p
Używa się ich sporo, ale jeśli jesz w knajpie to możesz poprosić, żeby przyrządzili ci jedzenie bez czosnku i cebuli. A np. w tradycyjnych wegetariańskich daniach indyjskich nie używa się czosnku i cebuli wogóle, więc możesz też poszukać bardziej knajpek indyjskich.
Zu,
Czy możesz polecić kogoś, kto oprowadziłby nas po Penang?
Wyjazd w drugiej połowie września:)
Niestety mogę tylko polecić Google… Polskich przewodników w Penang z tego co wiem nie ma. A anglojęzycznych nie znam.