Moi drodzy, przedstawiam Wam dzisiaj kolejną porcję ciekawostek i anegdotek malezyjskich. Część z nich zaobserwowałam sama, część wyczytałam w książkach (ale jeśli tak, to i tak zawsze potwierdzam „u źródeł”, czyli pytając znajomych „A czy to prawda, że w Malezji…”). Tematyka raczej społeczno-ekonomiczna.
*Kuala Lumpur jest 5. na świecie miastem pod względem ilości wieżowców na świecie.
I naprawdę to widać, jadąc autobusem wciąż zadzieram głowę mijając budynki i szczęka mi opada. Nie są to „jakieś tam” wieżowce, ale naprawdę nowoczesne konstrukcje, często zupełnie pokręcone i tworzone pod wpływem „wizji”. Co jak co, ale myślę, że tacie i dziadkowi by się tu spodobało <branża budowlana>
*Banki w Malezji.
Wszystko fajnie i światowo, poza małymi szczegółami:
-ochrona w banku chodzi z bronią. I to nie jakimś małym pistoletem, ale wielkim karabinem przewieszonym przez ramię! Widząc wiek i stan fizyczny panów ochroniarzy oceniam, że prędzej mogliby kogoś tym karabinem uderzyć, niż z niego (celnie) wystrzelić. Panowie ochroniarze w wieku emerytalnym zwykle.
-czeki! W Malezji ciągle się tego używa, co mnie osobiście bardzo denerwuje. Wypłatę dostaję w formie czeku, muszę się przejechać do banku żeby go zdeponować (najbliższy bank 15 min autobusem, pieszo nie da rady), potem czekam 2-7 dni na przelanie gotówki . W przypadku najmniejszego błędu (literówka, nie wpisanie numeru telefonu z tyłu czeku) proces wydłuża się nawet do 2 tygodni.” I jak tu żyć, Panie Prezesie?”, że tak zacytuję. Uprzedzając pytania: bankowość internetowa oczywiście istnieje, sama korzystam z banku internetowego, ale ciągle preferuje się czeki, pomimo ich uciążliwości. Nie rozumiem.
*Cena benzyny kształtuje się na zawrotnym poziomie 1,9 RM (zł), w porywach do 2,20 RM (zl).
Uwierzcie mi, bardzo trudno jest nie wybuchnąć śmiechem, gdy moi lokalni znajomi dywagują „Jaka to benzyna zdrożała ostatnio”. Nic dziwnego więc, że praktycznie każdy ma tu swój samochód!
*Jeśli już jesteśmy przy paliwie, to napomknę o samochodach.
Marek samochodowych jest tu duży wybór, ale… Malezja ma swój własny model samochodu, zwany Proton. Państwo aby go wypromować ustaliło jego cenę na dość niskim poziomie, a Malajom (mieszkańcom Malezji wyznającym islam, mówiącym w jęz. Malajskim) zapewnia bardzo niskie kredyty na zakup Protona. Co prawda jakością i innowacyjnością Protony nie grzeszą, jednak są dość popularne. A co jeszcze zrobić, aby ludzie kupowali swojskie autka, a nie japońskie czy koreańskie? Nałożyć 100% podatek na auta produkowane za granicą. Ot co. I dlatego wiadomo, że jeśli kogoś stać na Toyotę czy BMW, to na pewno jego zarobki są dość znaczące.
*W tematyce drogowej
przy drogach zbudowane są kanały odprowadzające deszczówkę. Bardzo mądry koncept, wody jest tu zawsze sporo- jeśli nie z chmury deszczowej, to z samej wilgoci która osadza się na roślinach i powierzchniach. Kanały są zwykle budowane od wewnętrznej strony chodnika. Często nie są niczym zasłonięte, a ich głębokość to koło 2 metrów. Chodzenie po chodniku wymaga więc ciągłej uwagi, bo w każdej chwili przez jeden nieostrożny krok można skończyć w kanale.
*A co jeszcze można spotkać przy drogach?
Oczywiście kapliczki. Chińskie i hinduskie. Zwykle mają kształt małego domku w którym mieszka bóstwo. Codziennie rano otwiera się drzwiczki (na noc zakluczane) i obdarowuje boga kwiatami i owocami, zapala się też świeczki i kadzidełka. I zostawia się drzwiczki otwarte na dzień. Bardzo lubię przechodzić koło kapliczek, bo uwielbiam zapach kadzidełek! A na niektóre święta oprócz składania darów w kapliczce, kładzie się je też na drodze lub na chodniku. Miesiąc temu o mało co straciłabym włosy w pożarze- ktoś ustawił świeczki w poprzek chodnika, zaraz przy zakręcie – idealne do potknięcia. No ale cóż- jesli bóg chce świeczki tam, a nie gdzie indziej, to nie ma wyboru!
*Kategoria: pogoda.
Że jest ciepło i wilgotno, to wiadomo. Ale jeszcze dodatkowo praktycznie każdego wieczoru są burze. Naprawdę silne, z piorunami które rozświetlają dosłownie całe niebo. Od początku wszyscy mnie jednak uspokoili, że w KL burze są, ale raczej nikogo nie zabijają, zresztą budynki mają piorunochrony. Co innego w mieście Ipoh. Tam każdego roku jest kilkanaście przypadków śmierci osób które zostały trafione piorunem idąc ulicą.
*Sprawa o której dowiedziałam się całkiem niedawno:
muzułmanki powinny zasłaniać włosy nie tylko po to, aby nie zobaczyli ich mężczyźni – ale też po to, aby nie zobaczyli ich nie-muzułmanie. Ciekawe.
*Kolejna sprawa muzułmańska, trochę mnie zbulwersowała.
Tzw. „zasada zamkniętych drzwi” – jeśli chłopak i dziewczyna przebywają ze sobą sami w jednym pomieszczeniu i zamkną drzwi, zostaną uznani za narzeczonych i w pewnym sensie zmuszeni do małżeństwa. Nieważne w jakim celu się w owym pokoju znajdowali (korepetycje itp). Dodam, że zasada ta działa nie tylko na wsi (czego się spodziewałam), ale też w KL! I to dość powszechnie.
*Malezyjczycy kultywują bardzo ciekawą i wyjątkową tradycję „Open House”.
Jest ona silnie związana z multikulturowym charakterem społeczeństwa. Otóż w trakcie ważnych świąt, jak Deepavali, chiński Nowy Rok, muzułmański koniec Ramadanu (Hari Raya)- zaprasza się znajomych do siebie do domu na świąteczny obiad. Nieważna religia, nieważne pochodzenie – muzułmanie zapraszają hinusów i chinczyków i odwrotnie. Wszyscy mają ogromny szacunek do religii i goście zawsze zachowują się w odpowiedni sposób, tak aby nie urazić gospodarzy. Tradycja „Open House” ma na celu zacieśnianie więzi między przyjaciółmi i rodziną ale także kultywowanie tolerancji religijnej i kulturowej. Dom jest dosłownie otwarty, drzwi pozostają otwarte na oścież od popołudnia nawet przez całą noc. Goście mogą przyjść o dowolnej porze i skorzystać z bufetu przygotowanego na tą okazję przez domowników. Open House jest wciąż na mojej liście „rzeczy do zrobienia w Malezji”!
*Dział „z ostatniej chwili”
są już choinki w centrach handlowych! A w centrum Times Square ktoś z wizją stawia nie choinkę, ale cały zimowy las, pełen mikołajów, sztucznego śniegu, drzew, sztucznych słodyczy. Szał.
*Ostatnio często bywam w kinie
bo grają dużo filmów bollywood, a poza tym byłam też na nowym Bondzie. Wniosek z kilku wizyt w sali konowej – malezyjska cenzura się nie patyczkuje. Wszystkie sceny zawierające seks i przemoc są całkowicie wycinane. Śmiesznie to wyglądało w „Skyfall”, miałam wrażenie że wycieli 20% filmu. W filmach hindi też jest ciekawie, bo w każdej scenie pokazującej aktorów z papierosem w ręku, na dole ekranu wyświetla się wielkie ostrzeżenie „Palenie szkodzi zdrowiu i powoduje choroby”.
*Dobre lody ostatnio jadłam.
Nazywały się Potong. Smak – czerwona fasolka. Naprawdę dobre, kremowe, czuć w nich nutkę kokosa. A w samych lodach gołym okiem widać kawałki fasolki. Mniam!