***Post gościnny
Autorka – Weronika Przybylska, wyemigrowała do Chin ponad rok temu. Mieszka w Shenzhen gdzie pracuje i studiuje język mandaryński.
Wyjechałam do Chin ponad rok temu i mimo, że byłam zafascynowana Chińską gospodarką, o samym kraju nie wiedziałam zbyt wiele. Tak jak znajomi i rodzina miałam o nim pewne wyobrażenia, które szybko zweryfikowałam zaraz po przybyciu do Shenzhen (prowincja Guandong, obok Hong Kongu). Postanowiłam obalić lub potwierdzić niektóre mity, które nasuwają się na myśl gdy mówimy w Polsce o Chinach.
-
Jak wyglądają Chiny? Pola ryżowe i fabryki
Gdy wyjeżdżałam do Shenzhen nie raz słyszałam „A co będziesz tam robić? Zbierać ryż na polu tak?” W słomianym kapeluszu, dodajmy. Nic z tych rzeczy. Krajobraz Chin jest bardzo zróżnicowany, ale jednocześnie odbiega nieco od naszych wyobrażeń.
Chiny to kraj, który rozwija się bardzo dynamicznie i jego największe miasta mocno przewyższają np. te Europejskie: czy to wielkością czy ilością centrów handlowych i luksusowych marek. Biznes kręci się tu dzień i noc. Oczywiście jest duża przepaść między małymi miasteczkami, a największymi aglomeracjami, natomiast Chiny zdecydowanie to nie same pola ryżowe. Najwięcej czasu spędziłam w dużych miastach i o nich mogę powiedzieć, że są bardzo nowoczesne, życie płynie tam bardzo dynamicznie i w niczym nie przypominają one biednych, komunistycznych Chin.
Wystarczy jednak wejść w wąskie uliczki z dala od głównych dróg i nie jest już tak czysto i schludnie. Widzimy zaśmiecone miejsca, gdzie biegają szczury, karaluchy i inne stworzenia wśród hałd śmieci i resztek jedzenia po obu stronach jezdni. Chińczycy chyba już się przyzwyczaili do koegzystencji z takim ulicznym zoo. Zaraz za naszym kondominium jest ulica, którą nazywamy „Rat street” czyli szczurza ulica. Nazwa chyba mówi sama za siebie 😀

Należy jednak dodać, że uliczne zoo rozmnaża się za przyzwoleniem Chińskich obywateli. Oczywiście w Shenzhen ciepła pogoda nie ułatwia walki z karaluchami czy szczurami, jednak gdyby większość Chińczyków zadbałaby o porządek w swoim domu i okolicy, populacja tych pupili nieco by zmalała. To prawda, że w chińskim domu świętością jest chodzenie w kapciach by nie brudzić podłogi, ale często jest to jedyna powierzchnia, którą się dość regularnie myje 😉

Co do fabryk to oczywiście Kraj Środka jest nazywany największą fabryką świata. I to się zgadza. Fabryki znajdują się najczęściej na obrzeżach dużych miast lub w mniejszych miastach. W zalezności oczywiście od wielkości, fabryka to z reguły nie tylko hala produkcyjna, ale takie mini-miasteczko. Stołówka, dormitorium, sklepy, fryzjer, biura i oczywiście hale produkcji. Pracownicy spędzają tam cały swój czas. Nie mają potrzeby wychodzenia poza bramy fabryki. Najczęściej wracają do rodzinnego domu tylko na Chiński Nowy Rok, a Ci wyżsi hierarchią pracownicy mają mieszkania w dużych miastach więc weekendy spędzają ze swoimi rodzinami z dala od pracy.

-
Wszyscy Chińczycy wyglądają tak samo
Są bardzo podobni, to prawda. Wszyscy mają czarne włosy, oczy, większość oczywiście niższa niż przeciętny Europejczyk. Ale każdy wygląda inaczej. Po pewnym czasie mieszkania w Chinach nabywa się umiejętności zwracania uwagi na pewne szczegóły, pomagające zapamiętac cechy charakterystyczne danej osoby. Nie zmienia to faktu, że czasami my czyli obcokrajowcy mamy problemy z rozróżnieniem szczególnie tych osób, z którymi nie spędzamy dużo czasu 😉
Co ciekawe, Chińczycy mają również problemy z rozróżnianiem części obcokrajowców. A wydawałoby się, że jako „białasy” jesteśmy tacy różni.

-
Będę jeść sam ryż
Tak, Chińczycy jedzą dużo ryżu. Na pewno jedzą go więcej niż my Polacy (albo raczej Wielkopolanie) ziemniaków. Ale ryż to nie wszystko. Często serwuje się różne rodzaje noodli (cienkich makaronów), mają również mantou czyli coś takiego jak Polskie pyzy drożdżowe zwane parowcami. Czasami dania są również bez ryżu czy jakichkolwiek innych węglowodanów.


-
Chińczycy – biedacy
Są Chińczycy biedni i są Chińczycy bogaci. Na pewno w dużych miastach widać więcej bogactwa, aniżeli biedy, która dominuje na prowincji. W moim mieście Shenzhen, to co przykuło moją uwagę to np. ilość nowych samochodów. I to nie byle jakich, ale tych z wyższej półki. Luksusowe sklepy, mnóstwo centrów handlowych… Chińczycy mają pieniądze i chcą je wydawać. Nawet ci, którzy nie mają specjalnie dużo pieniędzy, nie wiem za co, ale kupują najnowsze iPhony, które podnoszą ich prestiż społeczny. Masz iPhone’a – jesteś cool.
Ma to jednak swoją cenę. Jadąc metrem w ciągu dnia lub pod wieczór większość Chińczyków śpi lub patrzy się posępnie w przestrzeń. Wszyscy wracają do domu, wykończeni ciężką pracą.
Biedni Chińćzycy, którzy przyjeżdżają ze wsi do wielkich miast w poszukiwaniu lepszego życia, często pracują na budowach, sprzątają czy mają inne prace, w których harują 7 dni w tygodniu przez kilkanaście godzin dziennie. Nie widać ich za bardzo np. na ulicach Shenzhen bowiem zaczynają swoją pracę o świcie, a kończą o zmroku.
-
Chińczyk, Chińczyk, Chińczyk… Chińczycy wszędzie.
Tak, Chińczyków jest mnóstwo. Wszędzie ludzie. Dużo ludzi. Szczególnie rano i wieczorem gdy wszyscy dosłownie wylewają się na ulice biegnąc do metra, autobusów lub jadąc samochodem. Albo w superkarkecie gdy wszyscy robią zakupy po pracy. Czasami wejście do zatłoczonego metra lub zrobienie zakupów w moim sklepie pod domem to prawdziwy wyczyn. Można ćwiczyć w ten sposób swoją cierpliwość, szczególnie gdy każdy krzyczy do siebie z kilkudziesięciu metrów lub przez telefon. Jedyną możliwością przetrwania jest rozpychanie się łokciami i czym tylko mamy w zasięgu. To czego brakuje w tej dyscyplinie sportowej to na pewno słowo „przepraszam”, ale jakoś ciężko wyobrazić sobie miliony Chińczyków powtarzających to słowo uprzejmie co kilka sekund. Zdecydowanie nie polecam dla klaustrofobików.

@Punkt pierwszy: to jest bardzo, bardzo smutne. Większość ludzi wokoło żyje sobie w tej zapyziałej Europie w przekonaniu, że są pępkiem świata, podczas gdy niejednokrotnie „kraje rozwijające” wyprzedzają ich w wielu sprawach o kilka długości 🙂 Gdy pierwszy raz jakies 7 lat temu zobaczyłem Dubaj i poczytałem „gulf times” to normalnie opadła mi szczęka…
To juz paranoja !
Bardzo ciekawy tekst
Faktycznie, bardzo ciekawy tekst 🙂
Przyznam, że jak byłem młodszy to z uwagi na podobieństwo Chińczyków , zastanawiałem się, jak oni się wzajemnie rozpoznają. Zawsze zafascynowany byłem Chinami, rozwojem tego kraju itd. ale ze względu na tych dzikich lokatorów chyba nie zdecydowałbym się na zamieszkanie tam.
Fascynacja bazarem, może magia nazwy, albo poprostu ilość czyni jakość. Dziś, przy cenie biletu na poziomie 2 kpln w locie to już chyba nie taki koks zaliczyć Chiny. Może warto, dla lepszej promocji odwiedzić całkiem nowe miejsca, zamiast podążać „sloganami” za wiodącymi blogerami lajfstajlowymi.
Muszę przyznać, że rzeczywiście zgodzę się z większością obserwacji. Co prawda, Hongkong to zupełnie inny świat niż Chiny, ale pewne procesy są podobne. Przede wszystkim duże miasta w Chinach rozwinięte są zdecydowanie bardziej niż miasta Zachodu pod względem infrakstuktury. Często również wielkie miasta to konsolidacja pierwszo – liniowych operacji biznesowych. Hongkong, dla przykładu to główne centrum finansowe Azji, więc również ogromna koncentracja kapitału. To wzmaga oczywiście kosmopolityczny lifestyle i rozwój biznesu rozrywkowego – restauracji i shoppingu z wysokiej półki. Niestety Chiny jak również Hongkong w związku z powyższymi procesami mają problemy z ogromną rozbieżnością między biednymi i bogatymi oraz niską mobilnością społeczną.