Mieszkanie za granicą uczy człowieka wielu umiejętności i zmienia nastawienie do życia. A zwłaszcza mieszkanie 10,000 km od domu! Po 2 latach, setkach spotkanych osób (czy tysiącach?), dziesiątkach odwiedzonych malezyjskich lokacji, setkach zjedzonych nasi lemak (śniadanie malezyjskie: ryż kokosowy z anchovies i ostrym sosem) i wielu nocnych rozkminach życiowych nad kubkiem słodkiej herbaty, nasunęły mi się takie oto mądrości życiowe od Malezyjczyków:
1. Nie spiesz się w życiu
W Malezji jest gorąco, i to bardzo. Przez cały rok, bez wyjątku. I mimo, że większość czasu spędza się w klimatyzowanych pomieszczeniach, tempo życia jest dość wolne – po ulicy nie da się szybko chodzić bez ton potu na czole, biegacze po pierwszym tygodniu rezygnują z treningów na wolnym powietrzu i jakoś tak naturalnie wszyscy zwalniają kroku. Jedną z bardziej denerwujących przywar Malezyjczyków jest to, że w weekendy okupują centra handlowe, chodząc BARDZO wolno, dosłownie tip-topami. Kiedy wyruszam na zakupy, czuję się jak formuła 1, wymijając grupy i rodziny, okupujące przejścia w budynku. Co prawda nie chodzę już tak szybko jak w Polsce, ale wciąż nie osiągnęłam żółwiego tempa mieszkańców.
Na tą kwestię można też spojrzeć z innej strony – czas jest tu postrzegany nie linearnie jak w Europie (koniec-początek, jak linia czasu w podręcznikach do historii), ale jako pas z gumy – jeśli trzeba, można go zawsze rozciągnąć. Dlatego też pomimo wielu świąt narodowych (mamy ich najwięcej w całej Azji!) swobodnie praktykuje się długie weekendy, a nawet dodatkowe dni wolne np. jeśli Malezyjczyk zdobędzie medal na zawodach rangi światowej lub azjatyckiej – premier ogłasza następny dzień wolnym od pracy dla wszystkich obywateli. I jak tu nie kibicować Malezyjskim sportowcom? Z okazji świąt takich jak Chiński Nowy Rok, chociaż oficjalnie wolne są tylko 2 dni, świętowanie trwa miesiąc i przez miesiąc większość chińskich biznesów kompletnie nie funkcjonuje. Bo przecież kiedyś to się odrobi! Albo i nie…

2. Nie oceniaj ludzi po wyglądzie
Azjaci dzielą się na tych, którzy kompletnie nie przejmują się tym co noszą (np. Chińczycy w Malezji, w większości) albo na tych, którzy fanatycznie kreują własny wizerunek (niekończące się operacje plastyczne w Korei, przebrania w Japonii). W Malezji większość społeczeństwa podpada raczej pod ten pierwszy typ.
Jak już wspomniałam, w Malezji mniejszość Chińska jest raczej wyluzowana. W kwestii ubioru panuje mundurek: bawełniane szorty i za duży, sprany t-shirt – zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Do tego praktycznie zero makijażu i biżuterii. Czasem wydaje mi się do dziwne – przecież w Polsce najczęściej jeśli dziewczyna musi wyjść nawet do sklepu po bułki, zawsze ma na sobie nienaganny makijaż i strój. Tutaj to sprawa drugorzędna – jeśli ktoś zaoszczędzi czas na wymyślaniu stroju i makijażu, ma go więcej na spędzenie czasu ze znajomymi, wypicie piwka na mieście itp. Nikt nie wymaga od kobiet, aby zawsze wyglądały idealnie – a makijaż i tak by spłynął z twarzy po jakimś czasie, przy malezyjskiej pogodzie. Nawet w biurach – takich jak moje, chodzi się w japonkach i szortach. I zauważyłam, że nieważne kto co nosi – zaplanowaną stylizację, czy ten sam tshirt od 3 dni – wszyscy pracują równie ciężko i z oddaniem.
Ciekawostka – w Malezji nie ma subkultury „dresów” i „blokersów”. Bo nie ma typowych bloków, a piwko do tanich nie należy.

Inna sprawa – pary uwielbiają ubierać się w takie same ciuchy, panowie lubią np. różowe koszulki – i jeszcze nie zauważyłam, żeby ktokolwiek komentował ten fakt, albo kojarzył go z byciem gejem. Jeśli komuś podoba się jakiś kolor to go nosi – i tyle. Do tego Malezyjczycy uwielbiają bajki i kreskówki i często noszą tshirty z Bobem Kanciastoportym, Hello Kitty itp. Po bliższym poznaniu okazuje się, że wcale nie jest to wyróżnik mało dojrzałych osób – i nie należy łączyć tego ze „zdziecinnieniem” – chociaż to też się czasem zdarza.
Ale podsumowując – nieważne, co ma się na sobie, nie należy z góry zakładać stereotypów, tylko traktować wszystkich równo.
3. Osobowość jest najlepszą marką, nie ubiór czy rasa
Przedłużenie poprzedniej myśli. Co prawda społeczeństwo jest wciąż podzielone rasowo i rząd niestety nie poprawia sytuacji, młoda generacja, wychowana w mieszanym towarzystwie, a także młode firmy bardzo stawiają na osobowość w zawieraniu prywatnych znajomości i kontaktów biznesowych. Zanika obowiązek konkretnego dress-code, a na rozmowach kwalifikacyjnych zamiast typowych pytań o wady i zalety można być zaproszonym na partyjkę odprężającego ping-ponga. W niektórych firmach – np. w mojej, decydującym czynnikiem przy przyjmowaniu osób do pracy jest nie ich doświadczenie (oczywiście też się liczy), czy wygląd (kompletnie nieznaczący) ale nastawienie na innych, i to czy „klikną” z resztą zespołu.
Paczki znajomych składają się z zarówno Malajów, Chinczyków jak i Hindusów, którzy dzięki temu czują się coraz bardziej komfortowo w przeróżnych, kulturowo różnych sytuacjach.
4. Jedzenie i rodzina są w życiu najważniejsze
Jeden z moich Malezyjskich znajomych powiedział mi kiedyś, że każdy Malezyjczyk ma w życiu 3 wartości: jedzenie, Boga i rodzinę. W tej właśnie kolejności.
Trudno się z tym nie zgodzić – najbardziej popularną aktywnością w wolnym czasie jest tu polowanie na jedzenie – szukanie knajpek z najlepszym jedzeniem, czasem jakimkolwiek a czasem tematycznie (np. „Dzisiaj jemy tylko sushi – znajdźmy najlepsze!” I idzie się do 4 różnych knajpek, a w każdej próbuje kilku kawałków, żeby porównać). O jedzeniu myśli się tu 24 godziny na dobę, a miejsce na lunch wybiera się często już po śniadaniu.
Z rodziną spędza się w Malezji sporo czasu, a młodzi nie wyprowadzają się z domu, tylko często zostają w nim do końca życia, żeby opiekować się rodzicami. Studiując w obcym mieście większość studentów wraca do domu w każdy weekend.
Przy okazji każdego większego święta wszystkie drogi wyjazdowe z Kuala Lumpur są zablokowane przez ogromne korki – odbywa się tzw. balik kampung, czyli powrót do rodzinnej wioski, z której wywodzą się dziadkowie czy jeszcze wcześniejsi przodkowie. Całe rodziny zbierają się na obiad i partyjkę gry w karty albo mahjong. I nie może być inaczej, bo rodzina to rodzina!

5. Zasady savoir vivre obowiązują tylko w Europie i nie określają charakteru danej osoby
Savoir vivre i jego świadomość występują w Europie i w Ameryce Północnej. W Azji bekanie, chrząkanie, jedzenie rękami itp jest na porządku dziennym. Jest wręcz spodziewane od gościa, aby beknął po jedzeniu, bo oznacza to, że jedzenie my smakowało. Głośne mlaskanie, wciąganie klusek ryżowych połączone w wydawaniem konkretnych dźwięków, a nawet puszczanie wiatrów – to wszystko zdarza się często i nie jest przez nikogo upominane. I czy zawaliło się od tego społeczeństwo? Jak widać nie. Co prawda na początku czułam podskórną potrzebę upomnienia takiej osoby, ale od jakiegoś czasu już po prostu nie zwracam na to uwagi, nauczyłam się oddzielać normy kulturowe kraju od moich osobistych i tyle.
Odczuwam jednak niejaką satysfakcję gdy w eleganckiej restauracji moi Malezyjscy znajomi pytają mnie, którego noża użyć do dania głownego, i jak go potem odstawić, a ich łokcie magicznie oddalają się od blatu stołu. A chwilę później, w lokalnej knajpie, wszystko wraca do normy, łokcie kładzione są na stole, ryż jedzony rękami, a kości wypluwane na stół. Poziom konwersacji pozostaje jednak wciąż ten sam, niezależnie od okoliczności 🙂

byliśmy kilkanaście razy i to nie tylko w Malezji ale też w Indonezji i Chinach, masz rację, a jeden z szefów firmy wydając na naszą cześć obiad nie zdjął nawet czapki z głowy!
j
Co do punktu pierwszego. Ja chodzę raczej szybko, bo powolne chodzenie takie jak u Malezyjczyków czy Tajów mnie po prostu męczy, ale nie jest to absolutnie spowodowane pośpiechem. Pośpiech jest wtedy kiedy chcemy zrobić coś szybko, już, teraz, bo czas goni. Tempo chodzenia to zupełnie inna sprawa, to raczej przyzwyczajenie.
świetna notka .. czyta się z przyjemnością .. pozdrawiam bardzo ciepło :^) w Nowym Roku
Ty, Zuza, a czemu na ostanim zdjęciu ten banana leaf ciśniesz LEWĄ RĘKĄ!? 😀
To nie ja! Haha 😀
To mnie tez strasznie razi, jedzenie tego roti lewa ręka!
Pozdrawiam!
Maria
Zawsze prawą, zdecydowanie 🙂 Ale sokole oko!
17.stycznia lecę z mężem do Kuala na zaproszenie syna, który jest tam od roku. Z ciekawością
czytam przekazywane informacje od Ciebie. Dzięki, pozdrawiam!
Grażyna
Bardzo mi miło 🙂 Życzę wspaniałej podróży! Kuala Lumpur jest przepiękne i ostatnio nawet jakby mniej pada 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Rozkmina kwestii czasu idzie w dobrym kierunku, ale wymaga małej korekty. Piszesz „czas jest tu postrzegany nie linearnie jak w Europie,[…] ale jako pas z gumy”. No jakże to tak? Rozciągnięty pas z gumy też przecież jest linearny 🙂 Ma również określony początek i koniec. Tyle, że końcem da się manipulować, co można rozumieć (w odniesieniu do umownego końca tegoż czasu) jako jego odwlekanie, odraczanie itp. „Gumowa” koncepcja ogólnie słuszna, ale tylko częściowo, w mikroskali, jeśli podzielimy czas na bardzo małe odcinki np, dupogodziny w pracy jakie zostały nam do dedlajnu. Napisz, że czas jest postrzegany INACZEJ, jakby był z gumy i będzie OK. Rozumiem co masz na myśli, ale pojęcia linearności i cykliczności czasu odnoszą się do dłuższych przedziałów, w makroskali takiej jak wiek, epoka, era, juga, mahajuga, kalpa, mahakalpa, dzień/noc Brahmy itd. W takich przedziałach linearnie może postrzegać czas Malezyjczyk-muzułmanin, ale nie Malezyjczyk-Chińczyk(Hindus). Dlaczego? Ano dlatego, że linearne poczucie czasu to spadek kulturowy po abrahamicznych religiach. Ich ortodoksyjny protoplasta – Judaizm świątynny wprowadził światopogląd określonego początku stworzenia i ściśle określony kres czasu, jaki nastąpi po wypełnieniu się warunków koniecznych (które to warunki zapożyczył sobie z Zoroastryzmu). Za nim powtórzyły to jego heterodoksyjne odgałęzienia tj chrześcijaństwo i wyrosłe w opozycji do chrześcijaństwa – judaizm rabiniczny i gnostycyzm. Z tego ostatniego garściami czerpał pan M. pisząc książkę na literę K. Tak powstała najmłodsza abrahamiczna religia na literę I. Wyznawcy religii nie-abrahamicznych (religie dharmiczne, taoizm i większość religii naturalnych) postrzegają czas w makroskali jako cykliczny używając symbolu na bazie koła tj indyjska Dharmacakra, chińskie yin i yang, czy słowiańsko-germańsko-celtycko-aryjskie wariacje krzyża słonecznego w wersji swastyki, kolovratu czy triskelionu, których złamane ramiona miały graficznie oddać wrażenie ruchu obrotowego a tym samym cykliczności. Bliskość równika i upalne lato przez cały rok, rzeczywiście może sprawiać, że czas jest z gumy, ale Malezyjczyk-Chińczyk(Hindus) porównałby go w skali makro raczej do dętki rowerowej niż gumowego paska. Jeśli oczywiście takie rozkminy ich absorbują, w co trochę wątpię, bo postrzeganie czasu jest raczej podświadome i jak pisałem wyżej wynika nawet nie bezpośrednio z religii tylko z kultury, której jednym z fundamentów jest religia, czy się to komuś podoba czy nie. Ateista czy agnostyk z Zachodu też będzie podświadomie postrzegał czas w makroskali jako linearny. Homework –wiki–> czas linearny, czas cykliczny, religie abrahamiczne, religie dharmiczne. Autor do poduszki –> Mircea Eliade. Pisz odważnie, nie bój nic, ORMO czuwa 🙂 Jest przecież tyle konkursów do wygrania, a trip do Kerali i gwiazdorzenie w TVN-TVP to dopiero początek. Niech im kopary opadną do samej ziemi…tej ziemi.
eeee… TAK :v
Cześć. Super post! Zyskałaś nową wierną czytelniczkę 🙂 Pozdrawiam
Cieszę się! Dzięki, Marta! Pozdrawiam z Indii! 🙂
Fajnie było sobie odświeżyć 🙂