Kultura

Jak się pracuje blondynce w Malezji?

To już 2 lata! To, co początkowo miało być tylko krótką, 9-miesięczną przygodą, przerodziło się w znalezienie swojego miejsca na ziemi i ostatecznie zakotwiczenie się tu na dłużej. 

Poza załatwionym jeszcze w Polsce stażem, już dwukrotnie byłam w Malezji na „naturalnym bezrobociu”, przechodząc stresujący miesiąc pełen wysyłania CV, biegania na dziesiątki rozmów i martwienia się o status wizy. Ale, w obu przypadkach – po miesiącu zawsze miałam już podpisany kontrakt o pracę, rozpoczęty proces wizowy i generalnie załatwione wszystkie administracyjne sprawy. Uwierz, szukanie pracy za granicą, 10,000 km od domu, bez rodziny i opcji „najwyżej jak skończą się pieniądze to pójdę do rodziców” zdecydowanie jest stresujące, a w momencie podpisania kontraktu spływa na człowieka ogromne poczucie ulgi.

Palmy za oknem i miękki dywan - w takich biurach lubię pracować!
Palmy za oknem i miękki dywan – w takich biurach lubię pracować!

Jeśli rozważasz wyjazd do Azji, przeczytaj też o tym, dlaczego warto wyjechać do pracy za granicę i jakie warunki trzeba spełniać: TUTAJ.

Jak w Malezji są traktowani „biali”, i czym różni się życie tutaj od życia i pracy w Indiach – CZYTAJ TUTAJ.

Oto różne opcje, które wypróbowałam i są dostępne, jeśli myślisz o przyjeździe do Kraju Duriana na dłużej:

*wszystkie informacje są subiektywne, oparte na moim osobistym doświadczeniu

1) Staż

Załatwiony przeze mnie we współpracy z organizacją AIESEC (http://aiesec.pl/). Organizacja studencka, w której spędziłam 5 lat, pracując w 4 różnych krajach i umożliwia fenomenalne doświadczenie liderskie, wyjazdy na konferencje i przełamywanie własnych lęków. Co najważniejsze – AIESEC umożliwia studentom i absolwentom wyjazd na wolontariaty i staże praktycznie na całym świecie. Wystarczy zgłosić się do lokalnego komitetu (w każdym większym mieście w Polsce) i zapytać o możliwości wyjazdu za granicę. Cały proces trwa ok. 3 miesięcy, ale warto – ja wyjechałam uczyć dzieciaki w Indiach edukacji kulturowej (wolontariat, 3 miesiace), uczyć angielskiego w tureckiej szkole językowej (normalny, płatny staż jako nauczyciel, 5 miesięcy), planować strategię marketingową małej firmy w Bombaju w Indiach (płatny staż marketingowy, 3 miesięczny) i koniec końców pracując dla szybko rozwijającej się firmy internetowej w KL (staż płatny 9 miesięcy).

Super opcja na wakacje albo roczną przerwę w nauce – lub jako ciekawe doświadczenie po skończeniu studiów. Wszystko załatwia się jeszcze będąc w Polsce, AIESEC pomaga w znalezieniu pracy i procesie wizowym, a także znalezieniu mieszkania na miejscu itp.

Minusy – pensja zwykle wystarcza na przeżycie, ale nie ma opcji zaoszczędzenia kasy, czasem np. na podróże już nie starcza, i trzeba korzystać z własnych oszczędności. Do tego w zależności od wybranego kraju, można mieć albo świetne wsparcie na miejscu, zorganizowane welcome party i pomoc lokalnej osoby która pomaga się ograrnąć na miejscu (Turcja, Malezja), albo zostać kompletnie olanym i zapomnianym w środku nocy na lotnisku (Indie).

Biurowe eksperymenty podczas stażuL jak to jest nosić muzułmański tudong?
Biurowe eksperymenty podczas stażuL jak to jest nosić muzułmański tudong?

Moja historia:

W Malezji miałam okazję pracować w firmie która jest Supermarketem online, bez fizycznego sklepu. Była to pierwsza tego typu usługa w kraju. Z braku czasu, a także w związku z grupą docelową (ekspaci w Malezji) właściciel zdecydował się powierzyć marketing komuś z podejściem bardziej europejskim niż azjatyckim. I tak właśnie dostałam do zaplanowania strategię marketingową na cały rok, miałam wgląd w projekty eventów, nowych produktów a nawet takich szczegółów jak naklejki na opakowania z owocami.Dostałam naprawdę dużą dawkę wiedzy o rynku supermatketów i e-biznesu w Azji, uczestniczyłam w spotkaniach biznesowych z „Panem Zenkiem Rybakiem” ale też szefem jednego z najdroższych apartamentowców w Malezji – pełen rozstrzał kontaktów. Świetny start w moją malezyjską karierę, jednak po pewnym czasie stwierdziłam że potrzebuję większego wyzwania, czegoś czego jeszcze nigdy nie robiłam, a co wymagałoby ode mnie skupienia i dużej dozy nauki. Więc po zakończeniu stażu, zamiast powrotu do Polski zdecydowałam się zanurkować w bezrobocie i szukać pracy wszystkimi możliwymi kanałami.

Najlepsza opcja na lunch dla stażysty - pyszny nasi kukus, całośc tylko 5 zł!
Najlepsza opcja na lunch dla stażysty – pyszny nasi kukus, całośc tylko 5 zł!

2) Praca w sprzedaży / jako freeelancer / part-time

Sporo takich opcji jest! Jako że nie lubię się nudzić i wolę mieć zawsze w zanadrzu opcje na zarobienie dodatkowych pieniędzy, podczas szukania pracy zaangażowałam się w pracę działu sprzedaży jednego z lokalnych międzynarodowych college’y. Prywatnych uczelni jest (szczególnie w KL) mnóstwo i w związku z wysoką konkurencją, każdy ma wielki dział sprzedaży i kontaktów międzynarodowych. Szukają ludzi na part-time, można pracować z domu. Jeśli się sprawdzicie, zwykle oferują kontrakt na rok i załatwienie wizy.

Plusy: można pracować bez wizy biznesowej, z domu, albo z biura. Ofert jest mnóstwo więc można zacząć od ręki. Przejrzyste zasady prowizji i zarobków.

Minusy: nudna atmosfera w biurze! Koniec końców zdecydowałam się pracować z domu, bo przynajmniej mogłam robić sobie przerwy, słuchać głośno muzyki i rozmawiać na skype nie używając szeptu. Do tego sama robota jest monotonna – nie da się ukryć, wysyłanie maili i okazjonalne telefony, to nie jest szczyt marzeń

Moja historia:

Znalazłam ogłoszenie na lokalnym malezyjskim portalu typu „pracuj.pl” – http://www.jobstreet.com. Po dwóch rozmowach kwalifikacyjnych w fajnym budynku w centrum miasta, dostałam opcję okresu próbnego. Typowy korporacyjny „open space”, czyli każdy siedzi w swoim boksie, ze słuchawkami na uszach. Raczej niewiele rozmów. Większość ludzi to albo lokalni studenci, albo Irańczycy, dorabiający do czesnego na studia. Wszyscy tak naprawdę pracujący nielegalnie, bo albo są na wizie studenckiej, która nie zezwala na pracę, albo na wizie turystycznej (tym bardziej nie). Do moich obowiązków należało znalezienie agentów edukacyjnych w różnych krajach, którzy byliby chętni zareklamować nasz college i znaleźć studentów którzy chcieliby zapłacić dość wysokie czesne i przyjechać do Malezji. Ze względu na doświadczenie życiowe i kontakty zdecydowałam się skupić na Indiach i Pakistanie. Trochę monotonna praca – wysyłanie setek maili, ewentualne rozmowy na skype i koordynowanie niekończących się procesów wizowych dla studentów. Celem było znalezienie 5 studentów miesięcznie – wtedy po 3 miesiącach dostałabym pracę na pełen etat. Po miesiącu znalazłam 2 studentów z Pakistanu, którzy przyjechali do Malezji po kolejnych 2 miesiącach. Dostałam za nich prowizję i podziękowałam za współpracę, bo czekała na mnie już nowa praca!

 

3) Praca w lokalnym startupie

Mój absolutny numer 1, dzięki któremu znalazłam pasję i drogę dalszej kariery. Znalezienie pracy wymaga trochę czasu, umiejętności autoprezentacji i mnóstwo pewności siebie. Do tego trzeba się przygotować na nie najwyższe zarobki. Ale za to: super-szybkie tempo pracy, wspaniali ludzie (często zarząd jest w wieku 25-27 lat, pełen energii i motywacji), Nie ma bzdur o „energicznym, młodym zepole” i „miłej atmosferze” – tak po prostu jest, nie trzeba tego reklamować. Jeśli waszą pasją jest IT, online marketing albo product management – to najlepsza i najbardziej ekscytująca opcja w Azji. Po oferty zajrzyjcie na http://www.jobstreet.com albo na http://www.startupjobs.asia/. Mały zespół, szybki rozwój i odwaga na testowanie nowych rozwiązań i bycie „pierwszym” w całym regionie – to chyba najfajnejsze cechy pracy w azjatyckim startupie!

Moja najcudowniejsza startupowa ekipa  podczas święta Deepavali
Moja najcudowniejsza startupowa ekipa podczas święta Deepavali

Moja historia:

Pracę znalazłam w dośc nietypowy sposób – pytałam po prostu na Facebooku i wysyłałam prywatne wiadomości do znajomych Malezyjczyków, czy nie mają gdzieś pracy w firmach w których pracują. Dostałam odpowiedź od kumpla, że właśnie zaczepił się w lokalnym startupie z branży finansowej i że szukają kogoś do marketingu. Czemu nie! Następnego dnia miałam już rozmowę kwalifikacyjną z założycielem firmy. Świetny, młody gość z wielką wizją i – póki co- niewielkim budżetem. Byłam naprawdę zafascynowana tym, co planował zrobić i sposobem w jaki o tym opowiadał. Druga rozmowa była już z menadżerem działu marketingu – uroczym Ukraińcem w moim wieku (24 lata). Nigdy wcześniej nie pracowałam w online marketingu – ale po rozmowie z nim, wiedziałam, że chcę się nauczyć! Dostałam 3-miesięczny staż z możliwością zatrudnienia. No i się zaczęło! Czytanie e-booków, nauka przez kursy online i jednocześnie wdrażanie wiedzy w praktyce jeszcze tego samego dnia. Kompletnie nielimitowane godziny pracy (często 12-13 godzin dziennie), dodatkowe zadania na weekendy i wieczorne sesje na których planowaliśmy wszystkie nowe możliwości dzięki którym moglibyśmy być jeszcze bardziej innowacyjni. Pracowaliśmy w małej grupie 8 osób, z czasem dochodziły kolejne osoby, ale na samym początku pracowaliśmy wszyscy w jednym boksie, obok siebie, osiągając kolejne cele i próbując znaleźć przepis na jeszcze szybszy wzrost wyników. Świetnie wspominam wyjścia na lunch, wizje przyszłości naszej firmy, które wtedy rysowaliśmy, piątkowe wyjścia na piwo, głupie żarty i kumple, którzy tłumaczyli różne zwroty na polski i próbowali mówić do mnie w ojczystym języku, żebym nie czuła tęsknoty za domem.

1,5 roku później firma była już obecna w 6 krajach, biuro przeniesione do prestiżowej lokacji, a z 8 osób rozrośliśmy się do 70-osobowego zepołu. To się nazywa rozmach! Jak na razie – to był najlepszy etap mojej kariery!

Plusy: Wspaniali ludzie, kosmicznie szybki wzrost kompetencji zawodowych, świetna sieć kontaktów

Minusy: Zdecydowanie niższa pensja niż w normalnej firmie (przynajmniej do czasu pojawienia się inwestorów), praca wieczorami i w weekendy.

Faza późniejsza - nowe twarze, tak samo zakręcony zepół i nasze małe obchody święta Świętego Patryka
Faza późniejsza – nowe twarze, tak samo zakręcony zepół i nasze małe obchody święta Świętego Patryka

 

Mogę powiedzieć, że w tej chwili jestem naprawdę zadowolona z tego, gdzie jestem. Czy gdzie indziej mogłabym być równie zadowolona z kariery? Być może w Polsce mogłabym przejść podobną drogę. Ale naprawdę cenię sobie wszystkie umiejętności które zdobyłam dzięki pracy w Azji, to, że do wszystkiego doszłam sama, bez pomocy rodziny czy znajomych. Praca za granicą zawsze jest w 100% zależna od ciebie i albo uda się i wzbijesz się na szczyt, albo zostaniesz na ziemi. Kwestia motywacji, energii i pewności siebie. Nie jest to najłatwiejsze, ale patrząc z perspektywy kilku lat, można naprawdę powiedzieć: WOW! Zrobiłam to i doszłam aż tu, to naprawdę fantastyczne! A do tego można spojrzeć za okno, na palmy, tropikalną zieleń i poczuć się świetnie we własnej skórze, nawet gdy w Polsce grasuje mroźna zima.

A obecnie zaczęłam właśnie nową pracę, w kolejnym startupie finansowym, tym razem już jako menadżer. Jestem ciekawa czego nauczę się tym razem i gdzie będę za rok!

"Nigdy nie żałuj. Jeśli było dobrze, to wspaniale. Jeśli było źle - to wzbogaciłeś się o nowe doświadczenie"
„Nigdy nie żałuj. Jeśli było dobrze, to wspaniale. Jeśli było źle – to wzbogaciłeś się o nowe doświadczenie”

PS O tym jak się żyje w KL, o poziomie cen w stosunku do zarobków itp pisałam już TUTAJ.

12 myśli w temacie “Jak się pracuje blondynce w Malezji?”

  1. Babuszka w jaskrawo-czerwonej chuścinie markotna jakby musiała odmówić szahadę na czczo. Chinka siedząca na krześle o wiele lepiej sobie radzi w tej sytuacji, zakładając na dziąsła klasyczny chiński uśmiechacz. Chińskie uśmiechacze i tak lepsze od anglosaskich i nie mają w pakiecie tego żałosnego „how are you?” czy „are you all right?”, kierowanego do tego, kto zapomniał go wcisnąć na dziąsła wychodząc z domu. Także inne pozorne podobieństwa występują i międzynarodowe studenckie wannabe-japiszony mogą z tych podobieństw wyciągać zbyt daleko idące wnioski. Azjaci są bardzo INNI. Praca z Chińczykami czy Hindusami oraz wszystkimi tymi, których kultura jest pochodną wyżej wymienionych, może być dla Rumi mniej lub bardziej denerwująca, a to zależy od tego czy Rumi wcześniej poczytał coś o Azjatach…. coś poważniejszego niż pierdylion broszurek o „guanxi” napisanych na kolanie przez innych wędrownych japiszonów. Coś takiego jak na przykład opus magnum nieodżałowanego profesora Hajime Nakamury – „Systemy myślenia ludów Wschodu”. Potężna dawka wiedzy o tym jak naprawdę i dlaczego tak, a nie inaczej, funkcjonują szare komórki naszych podwędzanych i skośnookich bliźnich od Bombaju, przez Lhasę, Pekin aż do Tokio. Sam autor – Japończyk z ciała, Rumi z ducha, daje solidny wykład o tym jak struktura języka, gramatyka, słowotwórstwo czy pismo wpływa na sposób postrzegania świata, filozofię, religię oraz relacje między jednostkami, kolektywami i państwem. To nie jest książka z tych „do poduszki”. Autor wymaga od czytelnika i kształci, ale tych już trochę bardziej wykształconych. Fejsbuniowy klikacz nawykły do sms-owego stylu, szybko stwierdzi „too long; didn’t read” i odrzuci z niesmakiem, tracąc nie tylko okazję do poznania ludów Wschodu, ale także siebie. Można się bowiem pośrednio z niej dowiedzieć skąd się biorą intuicje typu „Ostatnio doszłam też do wniosku, że im dłużej przebywam za granicą, tym bardziej jestem zadowolona i dumna z mojego pochodzenia” – a dokładnie z nie do końca uświadomionego bycia Rumi – (Rzymianin/Rzymianka) 🙂 …i więcej nie podpowiem. To kulturowe określenie słyszy się już znacznie rzadziej niż rasowe „Caucasian”. Skan książki krąży w sieci. Brakuje rozdziału o Japonii, ale najważniejsze „must-read” o Indiach i Chinach są.

  2. Ciekawy post. Dzieki za program zwiedzania Kuala Lumpur. Wykonaliśmy prawie 100% w dwa:) dziś testujemy twoje rekomendacje żywieniowe- za chwilę Gardens, little India i potem KlCC. Pozdrowienia z china town.

  3. Super blog! ! ! 24 sierpnia lecę do Malezji na 3 tygodnie 🙂 Bardzo nam pomogłaś tym blogiem w planowaniu podróży 😉 Pozdrowienia 🙂

    1. Cieszę się, że pomogłam! I życzę świetnego pobytu w Malezji, jestem pewna że zakochasz się w tym kraju! Pozdrawiam

  4. Właśnie wróciłam z podróży po Azji i kompletnie zachwycona KL (niestety byłam tam tylko 1,5 dnia) postanowilam zrobić rozeznanie co do szansy na prace i tak trafiłam na Twój blog 🙂 Mam nadzieję, że za 3-4 miesiące będę miała szansę być tam jeszcze raz i skorzystać z Twoich porad odnoście wszystkiego co warte zobaczenia i doświadczenia:) a może nawet tych dotyczących szukania pracy 🙂 Powodzenia w dalszej karierze 🙂 a ja zabieram się do dalszego czytania Twojego fantastycznego bloga!

    1. Super! Cieszę się że tak ci się spodobało 🙂 Powodzenia w realizacji planów! Jakbyś miała jakieś konkretne pytania to możesz mi napisać na Fb, chętnie pomogę 🙂 Pozdrawiam!

  5. Też zaczęłam swoją przygodę z pracą za granicą z AIESEC, ale o organizacji niestety wiele dobrego powiedzieć nie mogę. Straszny tam bałagan. Nie zmienia to jednak faktu, że staż był fantsatyczny (odbywałam go w Austrii) i gdybym miała ponownie dokonać tego wyboru, to wyjechałabym raz jeszcze 🙂

    1. Co do AIESEC – to wszystko zależy od komitetu lokalnego z którym pracujesz. W moim przypadku polskie komitety były ok, w Indiach był burdel kompletny, Malezja i Turcja były w porządku. Ale takie doświadczenie życiowe jest warte każdej ceny, nawet jeśli organizacja czasem nieco siada 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s