Zwiedzanie Azji

Mam bilety do Azji! I… co teraz?

Rzeczy, które denerwują mnie w przypadku turystów po raz pierwszy w Azji jest zaledwie kilka. Mam kontakt z przeróżnymi osobami: backpackerami, turystami biznesowymi, rodzinami przyjeżdżającymi na wakacje – i są to w większości naprawdę fantastyczni ludzie. Ale zdarzają się osoby… no cóż, powiedzmy, że powodujące u mnie wzdryg zdziwienia lub lekkie zirytowanie. Wydawałoby się, że przed wyjazdem w tak odległą część świata, człowiek powinien w jakiś sposób się przygotować. Oczywistość? Nie zawsze.

Nie jestem ekspertem i sama popełniłam wiele błędów podczas zwiedzania Azji, ale z tego też powodu jestem w stanie o tym pisać i zaproponować inne rozwiązania w danej sytuacji. Podróżuję dla przyjemności, czasem biznesowo – nigdy nie byłam „Matką Teresą” i nie uskuteczniam turystyki ekologicznej, charytatywnej itp. Ale zawsze staram się choćby trochę przygotować za wczasu do wyjazdu i mieć internet w komórce, żeby moć sprawdzić informacje w razie potrzeby.

Wiecie, jak zapewnić sobie naprawdę fajny wyjazd do Azji? Unikajcie tych kilku punktów:

(2 pierwsze punkty związane są z tym samym: przygotujcie się do wyjazdu! Czytajcie książki, blogi, oglądajcie filmiki na Youtube jeśli nie lubicie czytać. Serio. To robi różnicę)

-brak przygotowania

Temat- rzeka.

Przykład to np. jeżdżenie na wycieczki do wioski słoni, gdzie wyzyskiwane są zwierzęta, bez sprawdzenia wcześniej renomy danego miejsca online. Często w takich miejscach zwierzęta są w sposób oczywisty bite, głodzone czy narkotyzowane. Często na ten temat napisane już są całe artykuły, odradzające wizytę w danym miejscu i polecające alternatywy (ośrodki organizacji pozarządowych zajmujących się ratowaniem zwierząt na przykład)

Powszechne - niestety - zjawisko w Tajlandii. Właściciel prowadzi słonia ulicami w dzielnicy turystycznej i każe sobie płacić za zdjęcie ze słonikiem. Przerażające - jeden z gorszych przypadków wyzyskiwania dzikich zwierząt, jaki do tej pory widziałam.
Powszechne – niestety – zjawisko w Tajlandii. Właściciel prowadzi słonia ulicami w dzielnicy turystycznej i każe sobie płacić za zdjęcie ze słonikiem. Przerażające – jeden z gorszych przypadków wyzyskiwania dzikich zwierząt, jaki do tej pory widziałam.

Kupowanie wycieczek albo produktów od firm które w widoczny sposób wyzyskują pracowników. W Azji zdarza się to dość często – załoga nie ma płaconego wynagrodzenia, albo pracownicy są w danym kraju nielegalnie i pracodawca grozi im deportacją. Po raz kolejny – wygooglowanie nie boli – najbardziej oczywiste przypadki są opisane online, ale możliwe że wciąż funkcjonują dzięki turystom, którzy nie sprawdzają takich infomacji za wczasu.

„Ping pong show” czy „sex show” w Tajlandii – kobiety pracujące w takich przybytkach najczęściej są porywane z ich rodzinnych wiosek i zmuszane do pracy pod groźbą śmierci.  Serio chcecie obejrzeć takie show i cyknąć sobie selfie przy wejściu tylko po to, żeby pokazać je znajomym? I znów – możliwe, że istnieje sporo miejsc w których kobiety robią to dobrowolnie i bez przymusu, pracując tam za normalną pensję. Jak znaleźć takie miejsca? No właśnie, wracamy do tego samego podpunktu o wyszukiwaniu informacji, a nie „pójściu na żywioł, bo wszyscy tak robią”.

W Kambodży popularne są wycieczki dla turystów do lokalnych wiosek, aby zobaczyć „jak ludzie żyją”. Na miejscu przewodnik zwykle prosi grupę o kupienie biletów na wejście do wioski, o których wcześniej nie było mowy. Kasa za bilety oczywiście idzie do kieszeni „inwestora”, mieszkańcy wioski nigdy tych pieniędzy nie dostaną. Do tego w samej wiosce jest np. możliwość odwiedzenia szkoły. I znów: aby ją odwiedzić, grupa musi kupić worek ryżu „dla szkoły”, który jest koszmarnie drogi (40 dolarów np.). Worek z ryżem zakupiony, grupa zwiedza szkołę. W tym czasie przewodnik odnosi worek ryżu do sklepu, daje 10 dolarów sprzedawcy a sam zatrzymuje resztę kasy. Jak tego uniknąć? Wybierać inne wioski na odwiedziny!

Jedno z miejsc, które zawsze polecam - restauracja Haven w Siam Reap w Kambodży. Pieniądze zarobione z restauracji używane są jako środki na szkolenie dzieciaków z domów dziecka - w knajpie mają zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie i praktyczną naukę zawodu kucharza lub kelnera.
Jedno z miejsc, które zawsze polecam – restauracja Haven w Siam Reap w Kambodży. Pieniądze zarobione z restauracji używane są jako środki na szkolenie dzieciaków z domów dziecka – w knajpie mają zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie i praktyczną naukę zawodu kucharza lub kelnera.

 

-jeżdżenie bez planu, bez rezerwacji, bo w końcu #yolo

Jesli nie kręci cię spanie na plaży pod gołym niebem, to zawsze rezerwuj miejsca do spanie. Jedziesz poza sezonem i według ciebie na pewno nie będzie problemu? Przemyśl to jeszcze raz – sezon „europejski” a sezon „azjatycki” to 2 różne sprawy. Do tego dochodzą lokalne święta typu chiński nowy rok, kiedy to wszystkie hotele są pozajmowane 2 miesiące wstecz. O czym zapewnie większość turystów z Europy nie wie, jadąc do Azji.  Plus, często rezerwując online dostajecie zniżki. A rezerwując pokój na miejscu, na oko – rezerwujecie byciem oskubanym „bo białas ma pieniądze” – smutne, ale prawdziwe.

Nasze „podniebne spanie” w hostelu w Manili. Pokój zarezerwowany miesiąc wcześniej, dostaliśmy zniżkę i darmowe śniadanie. Gdybyśmy zarezerwowali na miejscu, za jedzenie musielibyśmy dopłacić.

-„szok kulturowy”

-„O boże, tu są szczury na ulicy i karaluchy, ale mam szok kulturowy!” – nie zliczę, ile razy to słyszałam Bzdura. Zapoznajcie się z definicją szoku kulturowego, dopiero potem jej używajcie. Jadąc do Azji musicie być przygotowani na jaszczurki, moskity, czasem nawet małpy wchodzące do pokoju. Sorry, taki mamy klimat.

Zdjęcie z Kerali w Indiach. Krowy są tam tak powszechne, jak koty w Polsce. Szok? Nie, raczej śmieszna okazja do zdjęcia i tyle.
Zdjęcie z Kerali w Indiach. Krowy są tam tak powszechne, jak koty w Polsce. Szok? Nie, raczej śmieszna okazja do zdjęcia i tyle.

-Niechęć do choćby próbowania nowych rzeczy.

Sytuacja: jestem w Indiach z większą grupą, jemy posiłek w centrum jogi. Posiłek bardzo skromny: warzywa i ryż podawane na metalowych talerzach, do picia tylko woda. Część grupy odmawia choćby spróbowania jedzenia „bo przecież jemy na podłodze, jak jakieś zwierzęta! Ja nie umiem tak jeść”. Serio? Polecam zwiedzanie Europy, jeśli macie problemy z jedzeniem rękami/jedzeniem w pozycji siedzącej na podłodze. W Azji spotkacie się z tym w praktycznie każdym kraju.

W Indiach można też zjeść i tak - na stole, z użyciem sztućców.
W Indiach można też zjeść i tak – na stole, z użyciem sztućców.
W Indiach jadłam i tak - wege jedzonko jedzone na talerzu na podłodze. Zawsze jest zapewniony kran gdzie można umyć ręce przed i po posiłku.
W Indiach jadłam i tak – wege jedzonko jedzone na talerzu na podłodze. Zawsze jest zapewniony kran gdzie można umyć ręce przed i po posiłku.

-podróże po Birmie/Laosie/Indiach/Bangladeszu za darmochę, bo #jestemhardkorem

To już moje osobiste podejście do sprawy. Co mnie boli i szczerze mówiąc wkurza, to grupy bogatych nastolatków w podróży „Na Stopa po Azji i za dolara dziennie”. W najbiedniejszych krajach azjatyckich często sporą część PKB stanowi dochód z turystyki. W to wliczają się też przejazdy autobusem czy łodzią dla turystów, pieniądze z małych przydrożnych knajpek itp.

Te kraje często bez wpływów z turystyki miałyby spore (jeszcze większe, niż obecnie) problemy . Wiadomo, że fajnie jest pokazać znajomym, jakim to jest się „hardkorem” podczas podróży po biednych krajach stopem. I ile to się targowało z panią na targu, aż pod koniec sprzedała wam 2 kg mango poniżej ceny rynkowej.

Targowanie się jest częścią kultury wschodu, ale trzeba znać pewne granice – negocjując cenę torebki w Chinatown można zaszaleć, kupując owoce od babuszki przy drodze… to już trochę inna sprawa. Wiadomo, że taka babcia zarabia wyłącznie na sprzedaży tych owoców i te kilka ringgitów (czy rupii) robi różnicę. 

Potem na bazie takich zachowan powstają takie koszmarki telewizyjne jak „Azja Express” z celebrytami, którego nigdy nie oglądałam i oglądać nie zamierzam.

To jest po prostu smutne, jak krótkowzroczni i samolubni potrafią być turyści….

Plaża na północy Filipin, w Pagudpud. Dotarłam tam tricyklem, czyli jakby „doczepką” do motoru. Mało miejsca, ale da się znieść 🙂 Do tego przemiły pan kierowca, który mieszkał 2 domy od mojego hostelu tak mi zaimponował swoją wiedzą o okolicy, że następnego dnia był też przewodnikiem naszej grupy po okolicznych plażach i wodospadach. Świetne doświadczenie!
10422259_10206310302866141_3364646738712004900_n
W jakże stylowej indyjskiej rikszy. Jest moc!
Reklama

19 myśli w temacie “Mam bilety do Azji! I… co teraz?”

  1. Bardzo pożyteczny i cenny wpis!! Podpisuję się obiema rękami i obiecuję przyjeżdżając w Twoje rejony zrobić wcześniej porządny research!! Pozdrawiam 🙂

  2. Ze wszystkim się zgadzam, jedynie nie z podróżą autostopem. Większość moich znajomych podróżuje tak absolutnie nie dla szpanu, a po prostu z braku pieniędzy i chęci poznania jak największej ilości lokalsów, ich kultury itd. Moim zdaniem to funkcjonuje tak samo jak couchsurfing zamiast hotelu, nawet jeśli kogoś stać na opłacenie sobie noclegu, często wybiera coucha, bo dzięki temu ma niesamowitą okazję poznać otwartych ludzi, z którymi może porozmawiać, spędzić miło czas, nauczyć się czegoś, podzielić swoją wiedzą itd, itp.
    Aczkolwiek jeśli chodzi o biedniejsze kraje, owszem, fajnie byłoby się zrewanżować za przysługę, zwłaszcza, że dla tych ludzi każdy dolar jest na wagę złota.
    Jest kupa autostopowiczów, którzy pomagają w wielu azjatyckich krajach, zapisują się na wolontariaty, organizują akcje by pomóc najbiedniejszym. Osobiście nie spotkałam się z tymi, co robią to dla szpanu i mam nadzieję, że nie będę miała tej wątpliwej przyjemności 🙂

  3. Bardzo przydatny wpis, zawsze lepiej wcześniej coś przemyśleć w podróży niż wyjść na #yolo białaska. My z kolei spotkaliśmy się z tym, że w Azji (Laos) ludzie nie znali idei jeżdżenia stopem i albo w ogóle się nie zatrzymywali, nie wiedząc o co nam chodzi, albo stawali i pytali czy mogą nam jakoś pomóc, ale nie rozumieli więcej angielskiego. Robiliśmy jedynie kursy 15km, bo nie jeździł tam żaden transport, ale oczywiście choćby ciastka warto było mieć pod ręką.

    1. Subiektywne spojrzenie na sprawę, osobiście nic nie mam do turystów w Azji i ich sposobu spędzania czasu. Mój blog, moja opinia – i tyle.

  4. Zgadzam się prawie ze wszystkim poza rezerwacją noclegów. często łatwiej i taniej znaleźć nocleg na miejscu. Zwłaszcza w miejscach, gdzie tylko nieliczne miejscówki mają dostęp do internetu (no i logicznym, że tylko te droższe). Chodzi też o czas, ciężko czasem określić gdzie dokładnie w danym czasie się człowiek znajdzie. Z tym że moje doświadczenia raczej odnoszą się do innych miejsc niż Azja Płd-Wsch. Tutaj dopiero raczkuję.

    Bankowo jadąc rowerem przez Am Płd nie znajdziecie noclegu w necie, a raczej u lokalnego piekarza, który lubi rowery 😉 [to nie moje doświadczenie niejstety a kolegi z pracy 😉 [https://8kontynentow.wordpress.com]

    a tak z moich przemyśleń, to najgorszym tego świata są bogate dzieci tego świata, które w ramach tzw. przygody i world experience, jako bakpakerzy próbują udowodnić reszcie świata jaki on ch…owy. Najczęściej pochodzą z NZ, AUS, UK, GB, GER, FR i USA. W godzinę zarabiają pieniądze o których większości ludzi w miejscach do których jadą się nie śniły (chociaż duże prawdopodobieństwo, że kasę dostali po prostu od rodziców).Ale rzeczywiście. Są superhardkorami. Bo jakże tak można bez ogródek rzucić pracę w biurze, za troszkę powyżej ich średniej krajowej i jechać w świat? Jakże można iść na studa rok później? Normalnie szaleńcy. Ciekawym bonusem jest, że wszyscy wyglądają tak samo. Brudno. Kurde. Pralnie/umywalni są wszędzie.

    Zupełnie nie myśląc, brną w każdą atrakcję. Tu naćpane tygrysy, tutaj bite słonie. OK. Fajna fota na FB, czy Insta, czy cholera wie czego jeszcze używają, pójdzie. Niech ludzie z korpo wiedzą jak sie bawi ekstremalnie. Jak się żyje. Suck on it everybody.

    Kolejną rzeczą jest jedzenie. Często płacą u jakiegoś lokalnego biznesmena za posiłek 3x gorszy, 5x wiecej pieniędzy, niż u fajnej babcinki, która robi pyszne rzeczy, ale nie ma ‚zachodniego’ wystroju, albo stejka, czy pizzy (!!!) w menu. Do tego mówi słabo po angielsku i tak strasznie trudno u niej zamówić…. bakpakerzy

    No i przepraszam za spam i nieład wypowiedzi, ale właśnie się uraczyłem jakimś siarkofrutem z lokalnego sklepiku 🙂 i muszę przyznać, że jest mi z tym całkiem dobrze 😀

  5. No właśnie, raczej to mały ból dupy i próbowanie wciskania na siłę swoich własnych poglądów. Fajny tytuł, fajny temat, ale cholernie ciężko się czyta,,,

  6. Mnie najbardziej wkurza wyzysk zwierząt – jestem zdecydowaną przeciwniczką ZOO i innych miejsc, w których zwierzęta są zamykane wbrew własnej woli i wykorzystywane. Ten słoń na ulicy to porażka. Ja od 6 lat mieszkam w Argentynie, i za każdym razem krew mnie zalewa jak widzę w jaki sposób wykorzystują tutaj konie do ciągania wózków domowej roboty – które po prostu krzywdzą te zwierzęta!!! Straszne!!! I tak jak sama powiedziałaś – ludzie poczytajcie trochę o swoich miejscach podróży zanim wyjedziecie na wakacje!!!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:

    http://www.travelekspert.com/2015/08/throwback-friday-capoeira-show-in.html

    1. W każdym kraju niestety można spotkać takie sytuacje – nawet w Polsce (np. konie ciągnące bryczki w Tatrach). Mam nadzieję że za jakiś czas ludzie zmądrzeją i przestaną płacić za tego typu „atrakcje”… Pozdrawiam serdecznie z Malezji 🙂

  7. A jak mi się na miejscu nie spodoba i będę chciała jechać dalej to po co mi ta rezerwacja np. na kilka dni?
    Już widzę jak kolesie wchodzący na ping pong show googluja przed wejściem lokal, no litości.

    1. Dlatego warto wcześniej poczytać o danym miejscu albo porozmawiać z kimś kto tam był, żeby wiedzieć czego się spodziewać. Serio znam przypadki ludzi którzy pojechali na wyspy malezyjskie i spali pod gołym niebem bo nie było wolnych pokoi. Skonczyli mega pokąsani przez komary i niezbyt zadowoleni.
      Kolesie chodzący na te show nie podpadają wg mnie pod kategorię podróżników i nie do nich kierowany jest ten tekst. Wątpię żeby kiedykolwiek trafili na mojego bloga 🙂 Ale sporo z moich znajomych (również dziewczyn) poszło na takie show z ciekawości – i w ich przypadku, zawsze sprawdzali opcje przed wyborem lokalu.

  8. Co do zwierząt, wracam z podrózy po Malezji i Indonezji. Jeśli mnie pamięć nie myli to na Bali na terenie popularnej świątyni, trzymane są egzotyczne ptaki, sowy i nietoperze uwiązane na łańcuszkach.Oczywiście po to żeby można bylo sobie zrobić z nimi zdjęcie. Mam nadzieję że do takiego właściciela tej „atrakcji” karma szybko wróci.

  9. Zawsze mam mieszane uczucie jeśli chodzi o autostopowiczów. Z jednej strony zazwyczaj są to osoby ciekawe świata, z pasją i jadąc stopem mają okazję poznać lokalną ludność, ale z drugiej strony to niestety właśnie żerowanie na innych. Taka osoba jedzie np. do Afryki na stopa i narzeka, że ludzie widzą w niej skarbonkę pieniędzy, że leniwie czekają tylko na pomoc organizacji charytatywnych zamiast działać, a sama tylko szuka jak tu przejechać i przespać się za darmo. Wyobraźmy sobie jak taki „białas” może wyglądać w oczach biednych ludzi. Ktoś ostatnio napisał, że to tanie podróżowanie to często podróżowanie na koszt kogoś innego.

    1. Na jaki koszt i jakie żerowanie? Czy ktoś coś traci zabierając inną osobę? Wieziesz powietrze, to nie wieź! – potraktuj to jako superdziałanie proeko 😉 paliwa i tak tyle samo się spali. I nie rozumiem tego tekstu z białasem. Czy każdy białas musi być bogatszy od Afrykańczyka? Ma dumnie reprezentować europejską rasę? Co za różnica jak on wygląda w oczach innych? Czy ‚działanie’ w Twoich oczach to tylko wydawanie pieniędzy? Ja uważam, że taka osoba przejeżdżająca świat za półdarmo całkiem nieźle ‚działa’, nie raz musi się nieźle nakombinować i namęczyć, choć mogłaby po prostu zapłacić (jeśli miałaby czym). Niech inni na niego patrzą jak na osobę, nie reprezentanta rasy ‚skarbonek’. Sam nie raz wybierałem się w podróż z minimalnymi środkami, tylko dlatego że trafiłem fajną promocję lotniczą. No i nie wydawałem eurasów na kawkę poranną, nie rozdawałem kasy na ulicy, a jak ktoś chciał czasem oszukac, czy nie wydać reszty, to się wykłócałem. Nie raz spędziłem kilka godzin czekjąc na transport, tylko dlatego by zaoszczędzić te parę złotych, które potem wydałem na coś innego. Nie widzę w tym zupełnie nic złego. Tego typu podróż jest zupełnie naturalna jak jedziesz na czas bezterminowy, a środki masz uzbierane i tylko się kurczą – im wolniej się kurczą, tym więcej czasu możesz spędzić w podróży. A takie szastanie jest typowe dla wyjazdów ‚urlopowych’ w stylu ‚a należy mi się za ten rok zasuwania’

      1. To chyba jest wyjaśnione w tekście. Jeżeli wybierzemy autostop to nie zapłacimy za autobus/pociąg czy inny transport. W państwie, które utrzymuje się głównie z turystyki to czy ktoś wybierze stopa czy transport publiczny (który i tak kosztuje grosze jak na kieszeń kogoś z zachodu) naprawdę robi różnicę. Moda na podróż autostopem na pewno przyczyniła się do niższych przychodów transportu publicznego.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s